Najbardziej znanym „autorytetem” wśród niemieckich polityków, którzy bardzo chętnie wypowiadają się o sytuacji w Polsce jest przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, wywodzący się z Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SDP). W swoich wypowiedziach porównuje obecną politykę polskiego rządu do polityki putinowskiej Rosji.
Wydarzenia ostatnich miesięcy w Polsce szerokim echem odbijają się za granicą. Niemal cała Europa na gorąco komentuje sytuację polityczną w Polsce po objęciu rządów przez Prawo i Sprawiedliwość. Pod tym względem prym wśród zagranicznych obserwatorów zdecydowanie wiodą Niemcy. Politycy i media naszych zachodnich sąsiadów z niepokojem obserwują to, co się u nas dzieje, jednak jak uczy historia, do niemieckich opinii na ten temat należy pochodzić z głęboką rezerwą.
Niemcy starają się sprawiać wrażenie, że reprezentują stanowisko całej Unii Europejskiej. Już pod koniec zeszłego roku, kiedy to szczególnie głośna była sprawa Trybunału Konstytucyjnego, niemiecka prasa nie zostawiła tych wydarzeń bez echa, ustosunkowując się do nich z wyraźną krytyką. „Süddeutsche Zeitung” napisał: Nowy polski rząd, kierowany przez swego spiritus rector Jarosława Kaczyńskiego, natychmiast rozpoczął przebudowę Polski w państwo, w którym władza przestała być podzielona i kontrolowana, lecz została całkowicie skupiona w rękach Kaczyńskiego i jego nacjonalistycznej partii PiS. Na sam początek padają tu zatem dwa poważne oskarżenia pod adresem polskich władz, a mianowicie podważanie ich autorytetu oraz spekulacje odnośnie rządzącej partii Jarosława Kaczyńskiego, która jest określana jako „nacjonalistyczna”, co w dzisiejszym rozumieniu może oznaczać nieprzychylny stosunek do dialogu z państwami UE.
Tak natomiast po wyborach w Polsce wypowiedział się „Die Welt”: W Polsce grozi ni mniej, ni więcej jak dyktatura, tym razem nie komunistyczna, lecz narodowo-konserwatywna. To bardzo źle dla Polski, a w dodatku jest naigrywaniem się z odwagi i ofiarności ludzi, którzy walczyli i zginęli w walce o polską demokrację. Jak widać, ta niemiecka gazeta obawiała się nawet w Polsce początku dyktatury, a co ciekawsze, wzięła w obronę wszystkich bojowników o polską wolność. Trzeba przyznać, że w niemieckiej prasie takie stanowisko wobec Polski, a zwłaszcza wobec tych, którzy przelewali krew za naszą ojczyznę jest wyjątkowym ewenementem.
Po zmianach w polskich mediach na łamach dziennika "Frankfurter Allgemeine Sonntagszeitung" (FAS) na pierwszej stronie pojawił się artykuł "Europa wywiera presję na Polskę". Wypowiedział się tam komisarz UE ds. gospodarki cyfrowej i społeczeństwa Günther Öttinger: Wiele przemawia za uruchomieniem teraz mechanizmu kontroli praworządności i objęciem Warszawy nadzorem. Dał on jednocześnie do zrozumienia, że podczas wyznaczonego na 13 stycznia posiedzenia Komisji Europejskiej będzie postulował za takim rozwiązaniem. Pan komisarz wyraził również zaniepokojenie zmianami, które dokonały się w mediach publicznych w Polsce: Nie wolno zwalniać prezesa bez podania przyczyny. To byłaby samowola. Przyczyna była jednak podana, a konkretnie chodzi o odpolitycznienie mediów publicznych, za czym normalną koleją rzeczy wiązała się zmiana prezesa TVP.
Przeciwko takim wypowiedziom jak Günthera Öttingera zaczynają już protestować sami Niemcy. Hans-Olaf Henkel, który jest posłem do Parlamentu Europejskiego z frakcji Europejskich Konserwatystów
i Reformatorów (ECR), na łamach portalu wPolityce.pl tak skomentował krytyczne uwagi pod adresem Polski: Nie ma innego narodu w Europie, który na przestrzeni ostatnich 100 lat tak zajadle walczył
o wolność i demokrację, jak Polacy. Niech ci za Odrą, którzy mają czelność pouczać Polaków, zastanowią się co w tym czasie robili Niemcy. Można jedynie żałować, że jego stanowisko jest
w Niemczech praktycznie zmarginalizowane.
Najbardziej znanym „autorytetem” wśród niemieckich polityków, którzy bardzo chętnie wypowiadają się o sytuacji w Polsce jest przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz, wywodzący się z Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SDP). W swoich wypowiedziach porównuje obecną politykę polskiego rządu do polityki putinowskiej Rosji. Również na łamach FAS powiedział on m.in.: Polski rząd uznał swoje zwycięstwo wyborcze za mandat pozwalający na podporządkowanie pomyślności państwa woli zwycięskiej partii, zarówno merytorycznie, jak i personalnie. Z jego wypowiedzi można więc wywnioskować, że zwycięstwo w wyborach nie daje jeszcze prawa do przeprowadzania zmian.
Przewodniczący frakcji CDU/CSU w Bundestagu, z której wywodzi się kanclerz Angela Merkel, Volker Kauder, powiedział dla tygodnika „Der Spiegel” że polski rząd musi wiedzieć, że pewnych podstawowych wartości nie wolno w Europie naruszać. Z kolei przewodniczący CDU/CSU w Parlamencie Europejskim Herbert Reul, na łamach tej samej gazety poszedł jeszcze dalej i wyraził przekonanie o konieczności środków represyjnych wobec Polski: Potrzebujemy sankcji gospodarczych, jeśli polityczne środki dialogu są nieskuteczne. Na tym przykładzie wyraźnie widać jak ewoluuje, jeżeli można to tak nazwać, stosunek niemieckich polityków do wydarzeń w Polsce. Najpierw jest wyrażenie zaniepokojenia, a jeżeli to nie pomaga, pojawiają się ostrzeżenia o możliwych sankcjach. Póki co jednak polski rząd zdaje się kompletnie nie przejmować się niemieckimi opiniami.
Na niemieckie zarzuty wobec nowych polskich władz nie pozostał obojętny również Przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk. Niestety nie wstawił się on za polskimi władzami, a wyraźnie dał do zrozumienia, że zależy mu na podtrzymaniu dotychczasowego ładu: Dobra reputacja jest najlepszą ochroną przed atakami z zewnątrz. Budowaliśmy ją wspólnie przez 25 lat. Nie straćmy jej, bo znów lat będzie trzeba. Byłemu premierowi zależy więc przede wszystkim w pierwszej kolejności na dobrych stosunkach z Niemcami, a potem na dobru naszego państwa, co - można odnieść wrażenie - istotnie miało miejsce w czasie rządów Platformy Obywatelskiej.
Sytuacja w Polsce jest porównywana do sytuacji na Węgrzech, kiedy to w 2010 r. stanowisko premiera objął Viktor Orbán. On także rozpoczął swoje rządy od gruntownych zmian. Najpierw uchwalona została nowa konstytucja, później m.in. obniżone zostały niektóre podatki. Jego działania również spotkały się z falą krytyki. W Budapeszcie organizowano antyrządowe manifestacje, a zagraniczna prasa, w tym również niemiecka, krytykowały reformy Orbána tak samo, jak dzisiaj krytykuje reformy nowego polskiego rządu. Premier Węgier przetrzymał jednak tę falę krytyki. Co do tego, co dzieje się obecnie w Polsce wypowiedział się w następujący sposób: Unia nie powinna myśleć o wprowadzaniu jakichkolwiek sankcji przeciwko Polsce, bo to wymagałoby pełnej jednomyślności, a Węgry nigdy nie poprą żadnych sankcji przeciwko Polsce. Polacy zasługują na większy szacunek. Część niemieckich polityków oraz niemieckiej prasy poprzez swoje wypowiedzi pokazuje brak tego szacunku dla naszego kraju. Ich opinie świadczą jedynie o tym, że w Polsce faktycznie coś się zmienia po 8 latach rządów PO, gdyż wówczas nie zwykli wyrażać swojej dezaprobaty dla polskich władz.
Piotr Krupiński