- Liczyłem, że w Krakowie i regionie można stworzyć miejsce będące wizytówką w świecie filmu, osiągnąć sukces na światowym poziomie. Niestety sprawy idą zbyt powoli, a kolejne duże projekty omijają Polskę. Za dwa tygodnie Alvernię opuści kilkadziesiąt osób. Najlepszy zespół filmowy w kraju rozpierzchnie się po świecie, bo już nie jestem w stanie go utrzymywać – mówi Stanisław Tyczyński, przedsiębiorca, założyciel radia RMF FM i Alvernia Studios – jednej z największych w Europie wytwórni filmowych.
Tyczyński, który z powodu kłopotów finansowych będzie musiał zwolnić kilkadziesiąt osób przyznaje w rozmowie z „Dziennikiem Polskim”, że Polskie prawo nie sprzyja polskim obywatelom.
Jest Pan rozczarowany czy zaskoczony?
Czym?
Stanowiskiem Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, który stwierdził, że współpraca z wytwórnią Alvernia Studios przebiegała „bez zarzutu”, a o możliwym zamknięciu studia filmowego dowiaduje się z mediów.
Nie jestem zaskoczony. Z nikim z PISF-u nie utrzymuję kontaktu. Stąd zaskakujące jest stwierdzenie o „wzorowo układającej się współpracy”. Chyba, że za jej dotychczasowy efekt należy poczytać odrzucenie przez PISF wszystkich siedmiu projektów filmowych, które studio zgłosiło do dofinansowania. Co absurdalne, z raportów z posiedzeń komisji przyznających dotacje wynika, że główną przeszkodą do dofinansowania jest fakt, że Alvernia Studios jest polskim podmiotem i nie należy – zdaniem PISF-u – wspierać jego rozwoju, ponieważ złożone projekty mają potencjał osiągnięcia sukcesu głównie na rynku amerykańskim.
Myśli Pan, że to właśnie brak dotacji ze strony PISF-u spowodował dzisiejszą sytuację Alverni? Bo to chyba jednak zbyt duże uproszczenie.
Pierwszy problem widzę w braku dotacji, drugi – chyba ważniejszy – w braku odpowiednich uwarunkowań prawnych. Chodzi dokładnie o ulgi podatkowe, tzw. Tax Incentives, Tax Back. Polska jest jednym z ostatnich krajów europejskich, który nie wprowadził ich, wzorem Chorwacji, Czech, Litwy czy Węgier, w żadnym wymiarze. Tymczasem w niektórych państwach w Europie takie ulgi sięgają nawet 30 proc., a w Nowej Zelandii czy Kanadzie – nawet 40 procent. Brak inicjatyw ustawodawczych powoduje, że Polska przegrywa z resztą świata jako destynacja dla nie tylko światowych, ale i europejskich produkcji filmowych. Na Węgrzech można zrealizować „Herculesa”, w Chorwacji – „Grę o Tron”, w Czechach - „Casino Royale”. I tam się to jakoś opłaca. A w Polsce? Co mamy? „Bitwę pod Wiedniem”?
Co to w praktyce oznacza?
Dla przykładu film „Hercules” z budżetem ponad 100 mln dolarów został zrealizowany na Węgrzech, ponieważ systemowo uzyskał od państwa ponad 20 mln dolarów, czyli równowartość rocznego budżetu PISF-u w zakresie dofinansowania produkcji filmowej w Polsce. (…) Gdy Peter Jackson szukał miejsca dla „Hobbita” po tym, jak związki zawodowe aktorów przez swoje roszczenia sabotowały jego produkcję w Nowej Zelandii, Alvernia Studios doszła jako jedna z trzech światowych wytwórni do finału rozmów. I okazało się, że przeszkodą jest właśnie brak ulg podatkowych w Polsce. W tym czasie jeden z wysoko postawionych urzędników z Krakowa spotkał się z ministrem finansów, by jednorazowo zastosować ulgi podatkowe dla producentów. Wiedzą państwo co się stało? Urzędnika po prostu wyrzucono za drzwi.
Nie wiedział Pan na co się decyduje, wchodząc w ten biznes? Może trzeba było lobbingu wśród polityków?
Robimy wszystko, żeby zmienić sytuację. Na ręce ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego przekazaliśmy przykłady ustaw innych krajów europejskich, dotyczące systemów ulg podatkowych, wraz z propozycjami wdrożenia ich na gruncie prawa polskiego. Niestety, resort nigdy nie podjął tematu. (…)
Wtedy będzie tam jeszcze studio filmowe?
Albo rozwiążemy sprawę w ciągu najbliższych tygodni, albo ze studiem filmowym się pożegnamy. Koniec z dopłacaniem po kilka, a nawet kilkanaście milionów rocznie do tego interesu. Rachunki za prąd wynoszą do stu tysięcy złotych miesięcznie. To pokazuje, jak drogie jest utrzymanie studia. W tej chwili sprawa jest prosta: w takim kształcie ta działalność nie ma sensu, zwłaszcza w Polsce. (…) Mam jednak propozycję przeniesienia firmy do trzech krajów śródziemnomorskich.
Lepszy klimat?
Nie tylko pogodowy, ale i sprzyjająca atmosfera prawna i ludzka.
Myśli Pan, że to też problem mentalności?
Polskości.
I dlatego rozważa Pan wyprowadzkę?
Oczywiście, funkcjonowanie wytwórni, w której prowadzimy też działania na innych polach, pracując z zespołem od gier komputerowych, gdzie mieści się także największe studio nagraniowe, okazało się w polskich warunkach absurdalne.
Na czym konkretnie polegał ten absurd?
Powstały u nas nagrania wielu światowej klasy kompozytorów. Pracowali tu zdobywcy Oscara - Elliot Goldenthal (Oscar za muzykę do filmu „Frida”) i Jan A.P. Kaczmarek (Oscar za muzykę do filmu „Marzyciel”), a także Krzysztof Penderecki, Johnny Greenwood, Don Davis, Leszek Możdżer, Michał Lorenc, Krzesimir Dębski czy zdobywca nagrody Grammy Włodek Pawlik, nie zdarzyło się jednak, by państwowe instytucje kierowały do nas jakiekolwiek nagrania. (…)
Zbigniew Rybczyński, który opuścił Wrocław i Polskę, gdy jego autorski projekt Centrum Technologii Audiowizualnych został skazany na niepowodzenie (jak twierdzi, w wyniku urzędniczych malwersacji), był gotowy zrzec się polskiego obywatelstwa. Pana nachodzą podobne myśli?
Rozumiem, co stało za jego stanowiskiem. Polskie prawo nie sprzyja polskim obywatelom. To nie jest normalne. Na Zachodzie, gdy Luc Besson buduje pod Paryżem ogromne studio filmowe, udział rządu francuskiego wynosi blisko siedemdziesiąt procent. Inny przykład, kiedy Alicante przeżywało podobne problemy jak Alvernia Studios, zostało uratowane przez hiszpański rząd. Tak niewiele trzeba, wystarczy tylko zmienić przepisy na wzór tych, obowiązujących od lat w krajach ościennych, które pozwalają na łączenie kapitału publicznego z działalnością prywatną. Nie trzeba szukać daleko. Wystarczy, że spojrzymy na Węgry i Czechy. Rządy tych krajów wiedzą, że legislacja sprzyjająca rozwojowi kinematografii, także o prywatnym charakterze, naprawdę się opłaca.
Ministerstwo kultury, o którego względy zabiegała Alvernia, pozostało nieugięte? Dostał Pan jakąkolwiek odpowiedź z resortu?
Nie. (…)
Może Pan się przeliczył i Małopolska wcale nie jest dobrym miejscem na rozkręcanie filmowego biznesu?
A dlaczego nie? Kraków jest fantastycznym miastem, z niezłym zapleczem. Choć znam powiedzenie, że z Krakowa nawet Wisła wypier...a. Może jednak paru ludzi uda się tu zatrzymać, zwłaszcza, że w przypadku Alverni rozmawiamy o zespole międzynarodowym. Pracowali z nami ludzie między innymi z Indonezji, Szwecji, Niemiec, Indii, Meksyku oraz Wielkiej Brytanii. Zespół, który budowaliśmy przez lata, teraz się po prostu rozpierzchnie.
W takim momencie biznesmen może jeszcze o czymś marzyć?
Nie jestem i nigdy nie byłem biznesmenem. Nie traktuję też swoich idei w kategorii marzeń. To konsekwentnie realizowane cele, które sobie wyznaczam w życiu. Chwała Bogu, jest jeszcze Europa, mamy gdzie się ruszyć. Nie jesteśmy skazani na Polskę.
Nie jest Pan biznesmenem. Jak więc Pan siebie definiuje?
Nigdy się nad tym dotąd nie zastanawiałem. Gdybym był biznesmenem, pewnie nie byłbym skłonny do szaleństwa i nie inwestowałbym w Polsce w filmową wytwórnię.
Poznał Pan receptę, jak się z tego szaleństwa w przyszłości wyzwolić?
Nie. Recepta jest tylko jedna, zaadresowana do młodych ludzi: uczcie się języków, wypier...cie z tego kraju i nigdy nie wracajcie.
Czuje się Pan jeszcze silny?
Jestem zmaltretowany. Muszę odpocząć. Pamiętają państwo, jak „czerwone bydło” rozwalało RMF FM. Mam dziś deja vu, poczucie obcowania z podobną destrukcyjną siłą, tylko w innej postaci.
2 osoby wzięły udział w dyskusji
Alvernia Studios to nie kiosk z gazetami,którego można przenieść w dowolnym czasie w dowolne miejsce.Chyba twórca tego studia zdawał sobie sprawę,że tworzenie firmy opartej na dotacjach i ulgach podatkowych było,jest wyjątkowym i niewybaczalnym błędem za który niestety trzeba zapłacić. Polska i Polacy /odbiorcy szeroko pojętej kultury/ doprowadzeni zostali do upokarzająco niskich zarobków co zaskutkowało spadkiem zapotrzebowania na ten rodzaj kultury.Proszę spojrzeć na pokrewne Waszej branży firmy nagłośnieniowe czy oświetleniowe,które nie korzystały ani z państwowych dotacji ani ulg / nie mylić z dotacjami unijnymi/ i dziś mają wielomilionowe do spłacenia długi z tytułu kredytów na wkład własny. To jest biznes albo po zainwestowaniu zyskujesz albo tracisz,bo źle oceniłeś "rynek" na którym działasz lub naiwnie uwierzyłeś,że Twoją przedsiębiorczość będą napędzać dotacje na wzór innych państw !
Biedny pseudopolaczek robaczek Janusz Rico spod budki z piwem któremu ledwo starcza na internet poucza multimilionera, typowe. Prawda jest taka że Polska to nie jest kraj dla ludzi którzy chcą coś w życiu osiągnąć. Gdzie robili kariery: Chopin, Skłodowska, Gombrowicz, Polański, Lewandowski? Można gadać banały o tym jak to zjadacze chleba przez swoje niskie zarobki głupieją i przestają być odbiorcami kultury, co jest w kurwizyjnej pisokracji bezdyskusyjną prawdą, ale problem leży w tym że ten karp psuje się od głowy. Jeżeli politycy są hipokrytami pozbawionymi wyobraźni, to choćby najtężsi inteligenci się dwoili i troili w wysiłkach, nic to kulturze nie pomoże. Polska to po prostu kraj chamów rządzony odwiecznie przez chamów, taka prawda. Cham może mieć koronę i złoty sznur czy legitymację posła ale i tak będzie tylko chamem myślącym o tym, jak się nachapać i nie spaść ze stołka.