Sęk w tym, że my po prostu mamy ochotę na więcej. I nic w tym złego. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. To jest normalne, że kibice domagają się goli od Roberta Lewandowskiego. Skoro potrafił w ciągu kilku minut wbić pięć w Bundeslidze, to dlaczego podczas trzech meczów turnieju jeszcze ani jednego?
Tym, którzy narzekają na styl w jakim piłkarze Adama Nawałki wyszli z grupy podczas mistrzostw we Francji warto uświadomić z jakiej rangi wydarzeniem mamy jednak do czynienia. To jest w naszym wypadku osiągnięcie absolutnie unikatowe. Ostatni raz raz udało nam się to w 1986 roku w Meksyku. Przewodniczącym rady Państwa był wówczas Wojciech Jaruzelski, premierem Zbigniew Mesner, zespół Queen wydał płytę "Kind of magic", a na świat przyszła Kaja Paschalska. Najstarsi górale tego nie pamiętają.
Pewnie, że mecz z Ukrainą, choć wygrany był w wykonaniu naszych dość nędzny. Warto jednak nacieszyć się tym, że wreszcie nie pękamy podczas mistrzostw, że nawet jak idzie słabiej jak z Irlandią Północną czy Ukrainą to potrafimy wygrać. A jak się wygrać nie udaje (jak z Niemcami), to wyszarpujemy przynajmniej punkt. Siedem zdobytych punktów żadnej straconej bramki i spokojne oczekiwanie na mecz ze Szwajcarią w 1/8 finału. Czy ktokolwiek normalny mógłby odrzucić taki scenariusz przed rozpoczęciem turnieju? Nie wierzę.
Sęk w tym, że my po prostu mamy ochotę na więcej. I nic w tym złego. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. To jest normalne, że kibice domagają się goli od Roberta Lewandowskiego. Skoro potrafił w ciągu kilku minut wbić pięć w Bundeslidze, to dlaczego podczas trzech meczów turnieju jeszcze ani jednego?
Pytanie jest jak najbardziej zasadne, absolutnie na miejscu. Nie przekonuje mnie argumentacja, że nasz as walczy, ściąga na siebie uwagę obrońców i wtedy więcej miejsca mają inni, np. Milik. No nie po to Robert stał się naszym idolem, a przed rozpoczęciem turnieju wyskakiwał nawet z lodówki, wchodził nam z reklamami do domów, abyśmy teraz cieszyli się tylko z tego, że wykonał jakieś tam niewidoczne dla zwykłych śmiertelników zadanie boiskowe.
Od "Lewego" oczekujemy rzeczy spektakularnych i jest oczywiste, że go na nie stać. Na razie jednak trzeba sobie to powiedzieć otwarcie, jest jedną z tych kilku wielkich gwiazd turnieju, które zawodzą. Skoro jesteśmy jednak już tak bardzo rozochoceni, to potraktujmy tę pierwszą część mistrzostw jako zwykły wstęp, taką przygrywkę do tego co ma wydarzyć się za chwilę. Nie znam Polaka, który mówiłby dziś, że w następnym meczu ze Szwajcarią nie mamy szans. Przeciwnie, jesteśmy bitym faworytem. Dlatego przełkniemy oczywiście nawet fakt, że Lewandowski nie strzeliłby i tym razem (zrobi to ktoś inny). A nasz as niech się szykuje na ćwierćfinał. Jeśli wtedy odpali, wszystkie wcześniejsze nieskuteczności zostaną mu wybaczone...
Cezary Kowalski z Francji (Polsat Sport)