Marcin Przybyłek jest jednym z najlepszych i najbardziej popularnych autorów fantastyki w Polsce. Po zakończeniu istnej epopei jaką był cykl o Torkilu Aymorze i tomie przygód pogromcy prezesów wraca z "Orłem Białym" - opowieścią o Polsce będącej ostatnim bastionem cywilizacji na globie opanowanym przez Orków. O swoich planach na przyszłość i literaturze jako takiej opowiada tygodnikowi "ABC" w ekskluzywnym wywiadzie.
Arkady Saulski: Saga o Gamedecu właśnie się zakończyła. Kawał Twojego życia i twórczości, która powiązała Cię z Science Fiction. Wiemy, że ruszyłeś w transzeje "Orła Białego" ale co potem?
Marcin Przybyłek: O, planów jest wiele. Pierwszy to druga część „Orła Białego”. Mam wrażenie, że ta powieść może odnieść sukces, a skoro tak, warto ją pociągnąć, bo potencjał jest olbrzymi. Po drugie mam pomysł na zbiór opowiadań, w których bohaterkami są starsze kobiety. Tak mi jakoś w duszy gra. Nosiłby tytuł „Ona”. Mało oryginalny, ale tak to na razie widzę. Po trzecie wróciłem do starej, nieukończonej powieści, czyli tekstu „Spaceman Story”. Ma sens i ma pazur. To opowieść o dwudziestolatku, który najmuje się do floty kosmicznej, przechodzi szkolenie na pilota myśliwca etc. Rzecz o dojrzewaniu, nowoczesnych doktrynach szkoleniowych i tak dalej. Następne plany to powrót do Gamedeca wcześniejszy lub późniejszy, a dalej – może coś fantasy? Coraz bardziej mnie w tę stronę ciągnie.
Pytanie, które strasznie mnie dręczy, i to od kilku ładnych lat - czy Marcin Przybyłek napisze w końcu fantasy? Klasyczne, mniej klasyczne? Masz swoją własną wizję takiej literatury?
Ha! No i widzisz! Mam swoją wizję, a nawet dwie. Wszystko tu zależy od opowiadania będącego „pilotem” całości. Historia będzie nosiła tytuł „Stara kobieta i smok”. A opowie o leciwej łowczyni smoków i jej uczennicy/uczniu. I teraz opcje są dwie: Szamańska, czyli magia istnieje naprawdę, a jest wynikiem ingerencji psyche w tkankę materii. Umysł – brama do rzeczywistości – umie przestawiać klocki materii siłą woli. Technologiczna, czyli magia jest pozostałością po cywilizacji, która dawno temu obróciła się w gruzy, ale na stałe zaszyła w strukturze materii ożywionej i nieożywionej cząstki / nanoidy / wiązki, które nieustannie się ze sobą komunikują i współpracują, „żyją”. Jeśli czytałeś „Yggdrasill” Podrzuckiego, zwłaszcza końcówkę, to wiesz, w czym rzecz. W tym przypadku zwierzęta, ludzie, rośliny a nawet kamienie mogą odpowiadać na pewne „zaklęcia” czy raczej formy komunikacji, których istoty ludzie już nie rozumieją, ale której używają. Jeszcze nie wiem, którą ścieżkę wybiorę. Tak czy owak, niezależnie od wyboru, zamierzam stworzyć świat pełen ludzkich wad, zależności i wpływów, złożony i drapieżny, a bohaterów wrzucę w ten świat zmęczonych i cynicznych, naiwnych i pełnych entuzjazmu, młodych i starych i niech sobie radzą. Widzę w tej opowieści wiele słońca, pięknych krajobrazów, czuję zapach lip, melisy, tymianku i mięty… Rozmarzyłem się. Aha, i oczywiście wszystko maksymalnie dobrze umotywowane, przemyślane i tak dalej. Smoki też będą miały sens.
"CEO Slayer" był znakomitą zabawą literacką - wrócisz do tego świata?
Widzisz, sporo zależy tutaj od tak zwanej, tfu, sprzedaży. Nie chcę narażać wydawnictwa Rebis na ryzyko. Jeśli okaże się, że „CEO Slayer” sprzedał się dobrze, wrócę do Rodneya i każę mu działać na szerszą skalę, najpierw w Europie, a potem wszędzie. Rozpocznie się prawdziwa walka dobra ze złem. Ale jeśli Rebis zielonego światła nie da, poczekam, aż stanę się tak sławny, że każde wydawnictwo wyda mi wszystko, nawet młodzieńcze powieści typu „Copulopolis” i „Kilka słów” (to moje pierwsze próby literackie)
Co z "Orłem Białym"? Wiemy, że wkrótce premiera i zapowiedziałeś już tom drugi. Będzie trylogia?
Arkady. Think Big. „Orzeł…” ma potencjał nawet na dziesięć tomów. Dzielni Polacy muszą zdobyć świat! Pierwszy tom, czyli starcia z Orkami zachodnimi to zaledwie wstęp do epickich historii. Co z Orkami wschodnimi? Południowymi? Europą? Co z dalekim wschodem, Półwyspem Arabskim, Afryką i tak dalej? Rozumiesz, pozostawienie Ziemi w rękach Zielonych to niebezpieczna sprawa. Te wszystkie atomowe elektrownie, magazyny broni i tak dalej… Naszym moralnym obowiązkiem jest po pierwsze przetrwać, a po drugie zrobić na Ziemi porządek. Perun nam świadkiem. Poza tym uwielbiam pisać o Orkach. To przezabawne istoty.
Na koniec pomówmy o tym co w Science Fiction najciekawsze - prognozach. Masz wrażenie, że wirtualna rozrywka poszła w kierunku, który kilka lat temu opisywałeś w Gamedecu? Które Twoje prognozy okazały się celne a które, w Twoim przekonaniu, nie do końca? A może wszystko się sprawdziło?
Sprawdziło się wiele i nadal sprawdza. Realtwister – tak nazwałem dawno temu to, co dzisiaj jest nazywane „augmented reality”. Okulary, soczewki, egzoszkielety, to wszystko idzie w kierunku, który opisałem w książkach. Jedno się nie sprawdza – czas. Ja opisuję koniec dwudziestego drugiego wieku, a wszystkie te wynalazki są rozwijane już dzisiaj. Co prawda gamedecowa technologia jest nieporównywalnie bardziej złożona i precyzyjna od tego, co mamy teraz, ale mam wrażenie, że za pięćdziesiąt lat możemy osiągnąć ten poziom… no, może z wyjątkiem mapowania mózgu. Tutaj będzie problem i problemem będzie ingerencja w układy neuronalne. Wciąż najłatwiej jest stymulować komórki mózgowe za pomocą fizycznych sond i kabli, a to niebywale inwazyjne metody. Prędzej widziałbym rozwiązanie opisane w „CEO Slayerze”, czyli nanonici wprowadzone przez tętnice szyjne i rozprowadzone wzdłuż drzewa naczyniowego w mózgu, ewentualnie wykorzystanie układu limbicznego i ostateczne wprowadzenie nanobotów do mózgu. Ale to niebezpieczne. Nasze organizmy nie lubią ciał obcych, mózg zaś jest newralgicznym obszarem. Stąd ostatecznie mam wrażenie, że ingerencja falowa może być najprecyzyjniejsza i jednocześnie najmniej inwazyjna. Potrzebne będą „lasery” falowe, operujące innym rodzajem fal, być może właśnie grawitacyjnych, chociaż będzie to proces niezwykle złożony. Nie wystarczy „smyrnąć” neuronu, by ten zadziałał... Ciekawy jestem, czy za jakiś czas nie okaże się, że istnieją ludzie, którzy widzą rzeczy, których nie ma, którzy wykorzystują szósty zmysł. Jeśli tak by się stało, mielibyśmy pełny rozkwit gamedecowych przewidywań.
Rozmawiał Arkady Saulski.