Ciężko jest pisać recenzję tej gry. Będąca chyba najbardziej wyczekiwanym tytułem ostatnich lat i podbudowana kolosalnymi oczekiwaniami trudno by im sprostała. Sam już na wstępie mogę powiedzieć, że Cyberpunk 2077 nie jest żadną z rzeczy, które zapowiadano… ale to nie znaczy, że nie jest produkcją wybitną.
Cyberpunk to nie tyle tytuł gry co, szerzej mówiąc, podgatunek literatury Science Fiction. O ile fantastyka naukowa dawniej skupiała się na tęsknych fabułach dotyczących kosmosu, wybijała na pierwszy plan optymizm i chęć odkrywania, nadejście cyberpunku oznaczało zwrot. Przyszłość opisywana była nie odległa lecz bliska. Bohaterami tej literatury stawali się nie wybitni uczeni czy odkrywcy lecz wyrzutki, przestępcy, ludzie marginesu. High Tech, low life, oto motto cyberpunka.
CD Projekt RED po tym jak wydało rewolucyjnego Wiedźmina 3 miało przed sobą nie lada wyzwanie. Nie tylko kompletny zwrot w klimacie - z fantasy do fantastyki naukowej, ale też potrzeba adaptacji papierowej gry RPG Cyberpunk 2020 Mike’a Pondsmitha, dodatkowo zapowiedzi stworzenia żywego, otwartego świata futurystycznego miasta, ale oferującego rozwiązania RPG. Głęboka, ambitna fabuła, masa aktywności pobocznych, realistyczny tryb prowadzenia pojazdów, świetna walka, tak „strzelana” jak i wręcz, udział Keanu Reevesa… doprawdy, REDzi niejako zagnali się w pułapkę, zapowiadając tak wiele!
I teraz najlepsze i najdziwniejsze - wybrnęli z tego. Choć nie tak jak się spodziewacie.
Cyberpunk 2077 rzuca nas praktycznie bez przygotowania do wielkiego, mrocznego, futurystycznego Night City, Metropolii będącej jakby spełnieniem snów anarchokapitalisty. Władzę sprawują tu wielkie korporacje, spoglądające z wysokości giga-wieżowców na maluczkich. Dominuje bieda, króluje przemoc. Każdy orze jak może, a zwykle może tylko kraść, walczyć, zabijać i kombinować. No to sięga po dane mu możliwości. Gracz wciela się w V, takiego właśnie kombinatora (lub kombinatorkę). Wywodząc się czy to spoza miasta, czy z jego ulic czy wieżowców wielkiej korpo, V musi stawić czoła przeciwnościom, zarobić i… doprowadzić do końca walkę podjętą przez niejakiego Johnny’ego Silverhanda - rockerboya-terrorystę, który pragnie obalić miasto. Sęk w tym, że Silverhand jest… duchem! I to nie takim z opowieści grozy, lecz cyfrowym duchem, śladem po jego dawnej świadomości, która w wyniku nieudanego skoku wdziera się do mózgu naszego bohatera. Tyl fabuła, więcej nie zdradzę, resztę odkrywajcie sami.
Bo jest i co odkrywać. REDzi dokonali tu czegoś niebywałego. Owszem, mieliśmy już do czynienia z wielkimi mapami światów w grach open world, widzieliśmy też - choćby w ciepło ocenionym u nas Deus Ex: Mankind Divided - realistyczne, cyberpunkowe miasta.
Żadne jednak nie było tak barwne, bogate, żywe i realistyczne jak Night City.
Zaiste, większość gry spędziłem po prostu spacerując lub powoli krążąc samochodem. Wszystko po to by chłonąć absolutnie obłędny klimat metropolii. Wchodząc do gry mamy wrażenie, że znajdujemy się w świecie Blade Runnera. Wielkie reklamy, neony, tłumy na ulicach, futurystyczne auta, dryfujące pojazdy bogaczy, brud, smród, ubóstwo… ale też bogactwo gdy udamy się do innej dzielnicy. Albo klimat rodem z Mad Maxa gdy opuścimy metropolię i wyjedziemy na pustynię. Gwarantuję Wam, że spędzicie całe godziny po prostu spacerując i chłonąc klimat.
Jeśli jednak spacery Wam się znudzą (w co wątpię), to z pewnością będziecie chcieli popchnąć do przodu fabułę. Ta jest intrygująca… lecz krótka! Ukończenie całej głównej linii zajmie Wam jakieś 25 do 30 godzin, jednak ma to swoje zalety. Bądźmy szczerzy - Cyberpunk 2077 to gra dla dorosłych, a ci nie zawsze mają czas przebijać się przez mozolne, długaśne kampanie liczące 100 godzin i więcej. Ktoś zapracowany może usiąść i w kilka dni przejść wątek, mając satysfakcję z poznania fabuły. Ktoś inny, dysponujący czasem, cóż, tu dopiero zacznie się ostra jazda!
Cyberpunk 2077 pod względem aktywności pobocznych jest po prostu ogromny. Gargantuiczny. Potężny. Aż trudno mi znaleźć odpowiednie określenie. To nie gra - to symulator życia w świecie cyberpunka.
Nabywanie aut, wyścigi, strzelaniny, hakowanie, zadania, budowanie relacji, picie w barach, jedzenie na mieście, ganianie za modą i sławą… wszystko to jest jak najbardziej w naszym zasięgu! Drogi do tego są zaś rozmaite, choć jedne bardziej opłacalne od innych.
Nawiązania do gatunku cyberpunk są powszechne. Motocykl jak ten z Akiry? Proszę bardzo! / autor: fot. Materiały promocyjne Nawiązania do gatunku cyberpunk są powszechne. Motocykl jak ten z Akiry? Proszę bardzo! / autor: fot. Materiały promocyjne
No właśnie, musimy przejść do sprawy zasadniczej, to jest odpowiedzi na pytanie czym Cyberpunk 2077 w ogóle jest. Od razu uprzedzam - to nie jest, mimo zapowiedzi, gra RPG, choć występują tu duże elementy role-playing. To nie jest strzelanka. To nie jest gra pokroju GTA z jeżdżeniem i zabijaniem przechodniów (choć też można to robić).
To symulator.
Symulator życia w świecie cyberpunka. Chcesz być najemnikiem, zabójcą na zlecenie, ochroniarzem? Spoko! Hakerem? Droga wolna, system hakowania jest świetny, choć niełatwy w obsłudze (co jest w sumie logiczne). Kierowcą? A pewnie. Wszystkie te drogi są otwarte, wybieraj! Czeka cię wejście na sam szczyt albo nagły zgon.
Ale opcji do wyboru nie brakuje.
Właśnie dlatego uważam, że polecanie tej gry jako eRPeGa nie jest zasadne. Owszem, Cyberpunk 2077 spodoba się erpegowcom, ale spodoba się też fanom strzelanek czy gier przygodowych. Spodoba się też fanom Science Fiction, zwłaszcza miłośnikom Blade Runnera.
Ta gra oferuje naprawdę tak wiele i w tak dobrym wykonaniu, że trudno tu znaleźć czynnik, który mógłby odstręczać.
W porządku, są błędy, to prawda. I to błędy dość poważne. Mi osobiście gra zaczęła „wykrzaczać” się już na… napisach początkowych. Postacie gubiły ręce, teleportowały się z miejsca na miejsce, czasem kierowcy zatrzymywali swoje samochody i w nieskończoność kontemplowali przestrzeń przed sobą (tym ostatnim się akurat nie dziwię, grafika jest tak piękna, że nie sposób się nie zatrzymać i nie zachwycać), moje auto potrafiło „zatopić” się w jezdni, gazety fruwały w powietrzu by nagle się… zamrozić! Masa potężnych błędów. Ale (tak, wiem, zabrzmię jak ostatni fanboy) nie przeszkadzały mi. Wręcz przeciwnie - widząc co tu osiągnięto błędy przyjmuję jako element inwentarza, często są one bardzo zabawne. Jako, że dzięki uprzejmości producenta mogłem zasiąść do gry już wczoraj (i ograć tytuł przez noc) z żoną spędziliśmy masę czasu wyszukując błędy i śmiejąc się z nich. Nie był to jednak złośliwy rechot lecz pełne sympatii żarty. Bo czy jest ktoś kto nie uśmiechnie się, gdy podczas brutalnej strzelaniny jeden z przeciwników odbije się jak od trampoliny i poleci w niebo, znikając na zawsze? Albo gdy nagle auta na drodze klonują się a ich kierowcy identycznym głosem rugają gracza za blokowanie drogi (którą blokują sobie nawzajem)? Wiem, że zabrzmi to niczym jakiś Syndrom Sztokholmski ale życzyłbym sobie, by zapowiadane poprawki eliminujące błędy pozwoliły jednak na zachowanie opcji gry z nimi, dostępnej w menu. Ciężko się bowiem nie uśmiechnąć, i mam wrażenie, że zabawne bugi przejdą do legendy i to wcale nie czarnej.
Wiele wysiłku programiści włożyli też w ścieżkę dźwiękową. Marcin Przybyłowicz znacznie lepiej radzi sobie z soundtrackiem futurystycznym - muzyka z Wiedźmina 3 w mej ocenie składała się albo z utworów wybitnych albo koszmarnych, tu zaś mamy permanentnie wysoki poziom, wzbogacony też utworami stworzonymi specjalnie na potrzeby gry. Brakowało mi charakterystycznych DJów w stacjach radiowych, ale tę lukę nadrabiają gwiazdy telewizji, którą możemy oglądać choćby z apartamentu bohatera. Sam większość czasu jednak spędzałem za kółkiem pojazdu bez muzyki - ambient i muzyka tła są tak genialne, że w mojej ocenie nawet najlepsza piosenka nie mogły się z nimi równać. Brawo!
Jeszcze o wadach. Erpegowcy oczekujący systemu zrównoważonego jak żyleta mogą o nim zapomnieć. Zresztą już Wiedźmin 3 pokazał, że w kwestii balansu cech postaci CD Projekt RED daleko do takich mistrzów jak starzy wyjadacze z Black Isle czy Obsidiana. Sam grając Geraltem stawiałem tylko na szybki atak, bo tylko ten miał sens, ataki silne, nawet dopakowane punktami cech, były kompletnie zbędne i stosowali je samobójcy. Były też umiejętności zbędne (kusza!!!) lub takie, które nie miały zastosowania poza rzadkimi, konkretnymi sytuacjami. W Cyberpunku 2077 jest podobnie lecz lepiej. Większość cech jest przydatna, choć niektóre bardziej od innych. Jeśli liczycie, że prześlizgniecie się przez grę bez walki, opierając się tylko na charyzmie bohatera, to trafiliście pod zły adres. Podobnie hakerzy - umiejętność psucia sprzętu i włamywania się do systemów jest bardzo przydatna, ale dla spokoju ducha wpakujcie chociaż kilka punktów w umiejętności bojowe. Serio, podziękujecie mi za tę bezcenną radę, zwłaszcza przy walkach z bossami. Kolejną rzeczą, która może irytować to wszechobecne znaczniki. Jak pisałem w recenzji Ghost of Tsushima - każda kolejna gra z otwartym światem oferująca rozbudowany HUD, kompas i masę znaczników po premierze gry Sucker Punch powinna być uznana za regres. Cyberpunk 2077 niestety nie uniknąć „znaczkozy”, ale na szczęście nie jest ona aż tak odczuwalna, więcej - samo miasto jest tak zaprojektowane, że nieczęsto patrzymy na mini-mapę, preferując orientację po znajomych budowlach, ulicach i tak dalej. Night City staje się naszym domem, i nieczęsto potrzebujemy wielgachnej mapy (sam główną mapę w menu otworzyłem podczas całej rozgrywki, to nie żart, tylko trzykrotnie!) by się w nim odnaleźć. Co więcej miasto jest ogromne… ale nie tak wielkie by przytłaczało.
Co poza tym? Cóż, ciężko mi jest się przyczepić do jakichś innych rzeczy. Polski dubbing wypada świetnie, Michał Żebrowski zastępujący Keanu Reevesa jest doskonały, reszta obsady także. Angielska ścieżka dźwiękowa to też mistrzostwo, trudno się przyczepić.
Czy mamy rewolucję? I tak i nie. Z jednej strony Cyberpunk 2077 wysoko podniósł poprzeczkę. Tak jak Red Dead Redemption 2 stał się najlepszą grą westernową w historii, tak jak Ghost of Tsushima jest w tej chwili najlepszą grą o samurajach w dziejach, tak Cyberpunk 2077 jest, już teraz, najlepszą grą cyberpunkową jaka dotąd powstała. Nie dlatego, by robiła coś nowego, rewolucyjnego, lecz dlatego, że do perfekcji doprowadza wiele rozwiązań, mechanik i klimatu, które widzieliśmy we wcześniejszych produkcjach w tym duchu. CD Projekt RED uniknęli pokusy pokazania jakiegoś nowego cyberpunka. Nie wstydzą się konwencji z lat 80-tych i 90-tych, przeciwnie, pławią w niej, oferując genialną przygodę. Za to, bezwzględnie należą im się słowa uznania i najwyższe noty. A teraz przepraszam, ale muszę lecieć. Night City wciąż tam jest i czeka.
Cyberpunk 2077
producent: CD Projekt RED
wydawca: CD Projekt RED
wydawca PL: Cenega
Wymagania sprzętowe:
Minimalne:
Intel Core i5-3570K 3.4 GHz / AMD FX-8310 3.4 GHz 8 GB RAM karta grafiki 3 GB GeForce GTX 780 / 4 GB Radeon RX 470 lub lepsza 70 GB HDD Windows 7/10 64-bit
Rekomendowane:
Intel Core i7-4790 3.6 GHz / AMD Ryzen 3 3200G 3.6 GHz 12 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 590 lub lepsza 70 GB SSD Windows 10 64-bit
Ultra:
(4K / ray tracing) Intel Core i7-6700 3.4 GHz / AMD Ryzen 5 3600 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 70 GB SSD Windows 10 64-bit