"Kiedy tworzy się powieść osadzoną w świecie choćby najbardziej fantastycznym, nie da się uciec od rzeczy znanych autorowi i czytelnikom, bo zanikłaby komunikacja pisarza z odbiorcą" - mówi w wywiadzie dla tygodnika "ABC" Rafał Dębski, autor powieści "Szalony Mag" ukazującej się w ramach cyklu Żelazny Kruk.
Arkady Saulski: W poprzedniej powieści z cyklu "Żelazny Kruk" nakreślił Pan wizję świata fantastycznego ale jednak w pewnym stopniu opartego na europejskich dziejach. Jest Pan znany też z pisania powieści historycznych, stąd moje pytanie: które wydarzenia czy okresy dziejów były inspiracją przy pisaniu "Żelaznego Kruka"? Tylko europejskie a może były też bardziej egzotyczne źródła inspiracji?
Rafał Dębski: Jeśli chodzi o konkretne wydarzenia historyczne, nie ma w tej serii prostych odniesień, dotyczą raczej procesów historycznych. Wiem, jak to szumnie i naukowo brzmi, ale nie zanudzam czytelników jak szkolny podręcznik. Niemniej młody człowiek może się dowiedzieć, co to jest prawo składu, myto, cechy, a także paru innych rzeczy. Ten świat jest oparty o pewne schematy znane z dziejów ludzkości. Kiedy tworzy się powieść osadzoną w świecie choćby najbardziej fantastycznym, nie da się uciec od rzeczy znanych autorowi i czytelnikom, bo zanikłaby komunikacja pisarza z odbiorcą. To znaczy, da się tworzyć zupełnie alternatywną rzeczywistość, pełną nowych pojęć, jednak wówczas opowieść okazałaby się mało komunikatywna. Takie eksperymenty można oczywiście robić, jednak nie wtedy, kiedy pisze się dla młodego czytelnika, ale i starsi wolą czytać coś, co są w stanie bez większego wysiłku zrozumieć. I nie jest to absolutnie syndrom inżyniera Mamonia („Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu. No... to... poprzez... no, reminiscencję. No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę?”), tylko zupełnie naturalna sprawa. W tym przypadku świat jest osadzony na pograniczu średniowiecza i renesansu, aczkolwiek i obyczajowo, i technologicznie mocniej nacechowany tą pierwszą epoką. Jeśli chodzi o sprawy polityczne, można znaleźć czytelne nawiązanie do Europy, a konkretnie Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Mamy bowiem coś w rodzaju rzeszy księstw, wprawdzie zjednoczonych pod cesarskim berłem, jednak prowadzących w dużej mierze autonomiczne działania, które podlegają pewnej kontroli imperatora. Jednak nie wtrąca się on we wszystko, pozwala nawet na konflikty zbrojne między wasalami - oczywiście tylko w pewnych granicach. Wiadomo bowiem, że im większy organizm państwowy, tym mocniejsza następuje decentralizacja władzy, gdyż cesarz nie może decydować o drobiazgach. Dość unikatowy jest za to system religijny z podziałem na bogów, Przodków i Przedwiecznych. Ale i tu wykorzystałem pewne znane mi wierzenia różnych ludów.
Zawsze podkreśla Pan, że stara się pisać dla odbiorcy w każdym wieku. Na co dzień zaś pracuje Pan z młodzieżą - czy doświadczenie zawodowe pomagało przy pisaniu książki młodzieżowej?
Odpowiedź jest prosta i brzmi – nie bardzo wiem. Nie mam pojęcia, jak bym pisał książki dla nastoletniego odbiorcy nie mając tak częstego kontaktu z młodymi ludźmi, ale coś mi się wydaje, że jednak podobnie. W sumie, gdyby moja praca miała wielki wpływ na mnie jako autora, pewnie już dawno skrobnąłbym coś dla młodszego czytelnika, a nie dopiero po dwudziestu latach od debiutu.
Tym co robiło na mnie wrażenie podczas lektury poprzedniego tomu były niezwykle wiarygodne opisy życia codziennego bohaterów. Często w literaturze fantastycznej autorzy skupiają się na walkach bądź konfliktach a jednak zdecydował się Pan nam pokazać też codzienne sprawy otaczające bohaterów. Po pierwsze - dlaczego? Po drugie - czy research dotyczący tych spraw był trudniejszy niż ten obejmujący walki i sprawy militarne?
Oj, w przypadku walk i zagadnień militarnych, jak Pan Redaktor doskonale wie, mam przeprowadzony research gruntownie i dogłębnie od wielu lat, zarówno w teorii, jak i praktyce. Do tego na bieżąco śledzę najnowsze odkrycia i teorie. Dlatego wiele więcej pracy pod względem koncepcyjnym kosztowało mnie nakreślenie obrazu obyczajowego. Musiałem przecież wypełnić uniwersum powieści wiarygodną treścią, przedstawić bohaterów jako ludzi ukształtowanych i żyjących w konkretnych warunkach, funkcjonujących w zastanym układzie społecznym. Oczywiście podczas tworzenia opowieści robi się takie rzeczy zupełnie odruchowo, jednak trzeba się opierać na solidnych podstawach, dlatego wymaga to wielu przemyśleń. Natomiast sprawy wojskowe, uzbrojenie, taktyka, zasady obowiązujące wojowników są dość uniwersalne w każdej rzeczywistości. Oczywiście nieco inne w Europie, Chinach czy Japonii, inne też w uniwersum „Żelaznego Kruka”, jednak zrąb pozostaje ten sam, bo ludzie wojny zawsze i wszędzie są wykuci z takich samych kawałków żelaza. A strategia i taktyka to sprawy uzależnione od rozwoju techniki wojskowej. W mojej powieści nie ma broni palnej, więc muszą funkcjonować łuki, kusze, proce itp. Są miecze, topory, włócznie, czyli broń, która odpowiada aktualnym potrzebom pola walki. I taka ciekawostka - w drugim tomie jeden z bohaterów posiada coś w rodzaju szpady, a ludzie wydziwiają nad tym narzędziem, tak jak zwykli wydziwiać nad każdą nowinką.
Na koniec pozwolę sobie zapytać o najnowszy tom - czego spodziewać się mogą czytelnicy? Na pewno kontynuacji losów głównych bohaterów ale czego jeszcze? Czy, jak w poprzednim tomie, miłośnicy historii mogą spodziewać się kolejnych smaczków dla koneserów?
Drugi tom jest bardziej mroczny od pierwszego, chociaż może nie od samego początku, bo zastosowałem zabieg dość łagodnego rozwoju akcji, żeby potem uderzyć tym mocniej. Evahowi towarzyszy oczywiście nieodłączny Grzywa, ale wędrują z nimi dwie dorosłe osoby – brat pewnego księcia, zresztą alkoholik, oraz tajemniczy kat. Tę drugą postać bez trudu skojarzą czytelnicy, jeśli znają moją powieść „Gwiazdozbiór Kata”. W pewnym momencie dołącza do grupy kapryśna i nieznośna, ale inteligentna dziewczyna. A co do innych smaczków… Już w pierwszym tomie bardzo uważny czytelnik mógł zacząć coś podejrzewać, ale w „Szalonym Magu” daję o wiele wyraźniejsze wskazówki i bardziej sugestywnie mrużę oko. Chodzi tu o kwestię, jaki gatunek tak naprawdę reprezentuje seria „Żelazny Kruk”. Bo powieść określa się powszechnie jako fantasy, tylko czy na pewno słusznie? Pozostawiam domysły i rozstrzygnięcia czytelnikom, zanim wyłożę wszystkie karty w tomie trzecim. Muszę tylko dodać, że Andrzej Pilipiuk, który napisał polecankę do pierwszego tomu, z miejsca się w tym połapał.
Rozmawiał Arkady Saulski.