W świątecznym wydaniu „Sieci” czytamy o Wielkiej Nocy i poprzedzającym święto Wielkim Tygodniu. W numerze m.in. o śledztwie w sprawie tajemnicy całunu turyńskiego oraz próba odpowiedzi na ważne pytanie: dlaczego tak słabo wierzymy we własne zmartwychwstanie?
Milena Kindziuk w artykule „Trzy dni, które zmieniły historię świata” spogląda na wydarzenia rozgrywające się wokół Wielkiej Nocy przez pryzmat doświadczeń współczesnego człowieka. Zaprasza nas do Jerozolimy, w miejsca, w których Chrystus nauczał, został skazany na śmierć oraz oddał życie. Choć minęło już dwa tysiące lat, pewne rzeczy pozostały tam niezmienione. Jednym z nich jest Ogród Oliwny, w którym pojmano Jezusa.
Dziś jest to ten sam gaj oliwny, tyle że ogrodzony żelaznym parkanem, który pamięta czasy Jezusa. Nawet pozostało – pamiętających zapewne jeszcze tamte czasy – osiem potężnych, rozłożystych drzew oliwnych, niemych świadków wydarzeń Wielkiego Czwartku. Długość życia tych drzew to wprawdzie kilkaset lat, ale ich korzenie są dużo starsze i – jak się przypuszcza – mogą pamiętać czasy apostolskie. Przetrwały też skały, na których siedzieli w ogrodzie uczniowie z Jezusem. Na jednej z nich zbudowany został później kościół konania – obecnie Świątynia Narodów o niesamowitym nastrojowym wnętrzu – pisze Kindziuk.
Artyści przez wieki próbowali oddać grozę męki Chrystusa i skalę Jego cierpienia. Przedstawiano ją na obrazach, filmach czy w literaturze. Współczesnemu odbiorcy trudno jest ją sobie nawet wyobrazić.
Męki Jezusa nie da się opisać. Bo jak przelać na papier wbijanie gwoździ w ręce człowieka? Albo uderzanie ciała zaostrzonym biczem? Biczowanie i ukrzyżowanie Chrystusa mogło wyglądać inaczej, łagodniej. Ale nie wyglądało. Bo to była prawdziwa krzyżowa droga. Jest piątek. Dziedziniec rzymskiej twierdzy, gdzie rezydował prokurator Piłat. Zbliża się południe. Tłum gęstnieje. Żołnierze przywiązują Jezusa do słupa. Krępują ręce. I zaczynają bić. Smagają specjalnymi biczami zakończonymi ostrym metalem. Uderzają mocno. Raz po razie. Po plecach, twarzy, po karku. Z Jezusa leje się krew. Tłum krzyczy. Żołnierze biją Go po rękach i nogach, które pokrywają się sińcami, potem pręgami, w końcu opuchłymi guzami. Mięśnie zaczynają pękać. Krew toczy się strumieniami. Jezus momentami traci przytomność. Widowisko trwa w najlepsze. Kolejny etap to nałożenie na głowę wieńca z cierni. Spod nich też szybko cieknie krew. Żołnierze plują skazańcowi w twarz i, bijąc trzciną, szydzą: „Bądź pozdrowiony, królu żydowski!”. Po biczowaniu tak umęczonego, ledwie trzymającego się na nogach Jezusa w „koronie cierniowej i szkarłatnej szacie” żołnierze znów prowadzą do Piłata. Ten zaś woła: „Oto człowiek!”. I powtarza raz jeszcze: „…nie znajduję w nim żadnej winy!”. Ale wyrok już zapadł. Rzymski prokurator wydaje Jezusa na śmierć krzyżową – pisze Milena Kindziuk.
W wywiadzie „Pół minuty przytulenia do krzyża” Marcin Fijołek z ojcem Romanem Bieleckim OP rozmawia na temat Wielkiego Postu, który dla wielu jest czasem walki o wolność od słabości i przywiązań. Dominikanin, redaktor naczelny miesięcznika „W Drodze” mówi m.in. o tym, jak należy traktować nieudane próby dotrzymania postanowień wielkopostnych.
– To też jest jakaś odpowiedź, która pokazuje, że jest w życiu jakiś obszar, który być może traktujemy nie do końca serio. Bo z jednej strony mówimy – w moim życiu Pan Bóg jest ważny, ale z drugiej strony – okazuje się, że przez ostatnie kilka tygodni nie zrobiliśmy za wiele na potwierdzenie tej tezy. Spowiadam ludzi i nieraz słyszę historię o tym, że dla wielu osób post to najpiękniejszy czas w roku, bo widzą, że choć nie jest łatwo sobie czegoś odmówić, to nareszcie doświadczają życia w wolności. (…) Po kilku dniach od Środy Popielcowej zorientowałem się, że gdybym miał taką możliwość, to wykąpałbym się w wannie wypełnionej colą. Niby prosta rzecz, a z człowieka wychodzą różne namiętności. Przy tego rodzaju historiach okazuje się, że choć na co dzień mówimy, że jesteśmy niezależni i decydujemy o sobie, to z powodu błahostki merdamy ogonem, jak gdyby dzięki niej miały się otwierać nam bramy niebios. Kiedyś holenderski pomocnik Clarence Seedorf po jednym z przegranych piłkarskich meczów, atakowany przez dziennikarzy za brak zaangażowania, miał odpowiedzieć: „Panowie, przecież to tylko piłka nożna”. Chcieli go za to rozszarpać. A przecież to prawda, choć w praktyce się okazuje, że to „tylko” ma ogromną siłę rażenia. I zarówno Wielki Post, jak i Wielki Tydzień są po to, by się z tym zmierzyć – komentuje Roman Bielecki OP.
Marcin Wikło i Marek Pyza w najnowszym numerze tygodnika „Sieci” rozmawiają z Markiem Kuchcińskim, marszałkiem Sejmu, o najtrudniejszej od lat kadencji Sejmu, granicach wolności i hipisowskiej przeszłości („Mówią, że jestem zbyt liberalny”). Publicyści nawiązują także do głośnej w ostatnim czasie publikacji w tygodniu „Nie”. Marek Kuchciński, zapytany o oszczerstwa i czynione w artykule insynuacje na tle obyczajowym, odpowiada:
– Chodziło nie tylko o uderzenie w konkretną osobę, lecz także o osłabienie prestiżu instytucji. A to element walki politycznej – i kampanii do europarlamentu, i przygotowania gruntu przed kluczowymi wyborami krajowymi. Spójrzmy szerzej: różni ważni politycy prawicy są atakowani pomówieniami – od szefa służb Mariusza Kamińskiego, po prezesa partii Jarosława Kaczyńskiego – do ataku na którego wykorzystuje się austriackiego biznesmena. Gdy mimo wielkiego zaangażowania to nie wychodzi, atakujący obierają sobie kolejny cel. To wszystko ma obniżyć wiarygodność PiS, a w konsekwencji doprowadzić do porażki wyborczej. Kłamstwo, dezinformacja, cyberataki – to się dzieje w mediach społecznościowych. Przeciwnicy używają i będą używać wszelkich metod, także tych najbardziej podłych i brudnych. Najbliższe miesiące to rywalizacja o przyszłość Polski. Mówimy tu o wyborze pomiędzy Polską nierówności, establishmentu, kast a Polską sprawiedliwą, nowoczesną, solidarną, realizującą testament Lecha Kaczyńskiego. Z jednej strony są ci, którzy dużo mówią, a następnie robią coś zupełnie innego. Z drugiej – politycy wywiązujący się ze swoich obietnic, programu, konsekwentnie realizujący plan dla Polski. Gdy nie ma realnych argumentów, zaczynają się te wirtualne – czyli kampania kłamstw, obelg i paskudnych insynuacji. To też najpewniej wyraz bezradności tej drugiej strony – wyjaśnia Marek Kuchciński.
Wikło i Pyza zauważają, że obecny marszałek Sejmu nazwany został kiedyś „królem hipisów”. Zapytany o genezę swojego wstąpienia do PiS, Kuchciński wyjaśnia:
– „Król hipisów”… To określenie bardziej pasuje do Ryszarda Terleckiego. Ja byłem bardzo młodym, skromnym człowiekiem, który marzył, aby żyć w wolnym kraju. Prawo i Sprawiedliwość kojarzy się z obszarem wolności, umocowanym w systemie aksjologicznym, w którym człowiek jest głównym punktem odniesienia, ale dzięki sprawnie działającemu silnemu państwu. Każdy człowiek jest wartością, niezależnie od poglądów, chociaż za złe czyny ponosi odpowiedzialność. I to mnie przyciągnęło do Porozumienia Centrum, a późniejsze PiS było ciągiem dalszym. Ale także wielki mir, jaki roztaczali Lech i Jarosław Kaczyńscy, niezwykli ludzie, z wizją Polski. W tamtym czasie, przełomu lat 80. i 90., tego brakowało.
W artykule „Maxi-dłużnik” Dorota Łosiewicz omawia sprawę zadłużenia alimentacyjnego Kazimierza Marcinkiewicza wobec byłej żony, Izabeli Olchowicz-Marcinkiewicz. Autorka zauważa, że na związku stracili obydwoje. Kazimierz Marcinkiewicz przegrał szansę na polityczną karierę i zwykłą przyzwoitość, a Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz przegrała zdrowie i szansę na normalne życie.
Łosiewicz przybliża okoliczności ponownego pojawienia się tematu w mediach: historia odżyła, gdy ekspremier pojawił się na pierwszej konferencji Koalicji Europejskiej jako potencjalny kandydat z list tego porozumienia do Parlamentu Europejskiego. […] Izabela Olchowicz-Marcinkiewicz przypomniała, że jej były mąż jest od dwóch lat dłużnikiem alimentacyjnym, uporczywie uchyla się od płacenia alimentów i winny jest jej ponad 100 tys. zł. Były premier poczuł się zapędzony w kozi róg i opublikował oświadczenie, w którym oskarżył byłą żonę o stalking, choć jednocześnie przyznał się do bycia dłużnikiem alimentacyjnym.
Autorka cytuje fragment oświadczenia wydanego przez Kazimierza Marcinkiewicza: Gdy płaciłem należności regularnie, hejt przy pomocy mediów społecznościowych i szmatławców lał się także szerokim strumieniem. Ukazało się kilkaset szkalujących mnie tekstów. Co więcej w ubiegłym roku ukazał się filmik nakręcony przez moją byłą żonę, gdy nagi byłem w toalecie. Filmik ten został sprzedany szmatławcom za – podobno – 50 tys. zł. Tyle zaproponowali także mi dziennikarze za – jak powiedzieli – »podobnie pikantny filmik«, który zapewne nagrałem. Czy taki filmik nie jest dowodem na przemoc?. Łosiewicz przytacza również słowa Izabeli Olchowicz-Marcinkiewicz komentujące tę wypowiedź:
– Nie jestem stalkerką. Stalker wysyła do kogoś non stop esemesy, pisze e-maile, śledzi swoją ofiarę. Ja tego nie robię. Ja tylko mówię prawdę o zaległości alimentacyjnej, jaką w stosunku do mnie ma były mąż. Upominanie się o swoją własność do stalkingu raczej nie należy.
Łukasz Adamski w artykule „Czy Trump jest nowym Reaganem?” zastanawia się, czy Donalda Trumpa można porównać do legendarnego przywódcy USA. Najstarsza córka Reagana powiedziała o Trumpie, że wydaje się całkowitym ignorantem w kwestii konstytucji, lecz także próbuje na każdym kroku rozmontowywać system kontroli i równowagi oraz z niego kpić. Patty Davis nie podobały się również słowa Donalda Trumpa na temat Hilary Clinton, które zinterpretowała jako nawoływanie do zamachu na przedstawicielkę Demokratów. W podobnym tonie wypowiadał się syn Reagana Michael. „Nie ma nic Reaganowskiego w Trumpie. Mój ojciec miał w sobie pokorę. Tego w Trumpie nie znajdziesz” – mówił w CNN. Niechęć do Donalda Trumpa wyraża też George W. Bush. Czy to oznacza, że Trump nie ma rzeczywiście nic wspólnego z Reaganem poza hasłem „Make America great again”, które pojawiało się na ustach obu polityków? – zastanawia się Adamski.
Zdaniem autora artykułu tym czymś, co łączy obu prezydentów jest show-biznes i aktorstwo. Obaj mają swoją gwiazdę w Alei Sław na głównej ulicy Hollywood. Trump należy też do Gildii Aktorów Amerykańskich. Zagrał samego siebie w „Kevin sam w Nowym Jorku”. Pojawił się też w takich hitach jak „Bajer z Bel-Air”, „Drew Carey Show”, „Spin City”, „Seks w wielkim mieście”, „Klub 54”, „Klan urwisów” czy „Detektyw Monk”. Reagan był aktywny zawodowo jako aktor przez prawie 30 lat. Na planie filmowym pracował razem z Humphreyem Bogartem, Errol Flynn czy Lee Marvinem. Dziennikarz przytacza też opinię biografa Reagana, Paula Kengora. W latach 1959-1960 był przewodniczącym Związku Zawodowego Aktorów Filmowych, ostro rozprawiał się z komunistami w Hollywood. „Reagan starał się zwalczać >>czerwoną zarazę<<, którą w Hollywood stanowiło ponad 300 członków partii komunistycznej. Część biografów uważa też, że doświadczenie z przefiltrowanymi przez sowiecką agenturę związkami zawodowymi w „Fabryce snów” pomogło Reaganowi w późniejszych negocjacjach z Michaiłem Gorbaczowem. Sam Reagan żartował, że gdyby nie aktorstwo, nigdy by nie mógł być prezydentem USA.
W świątecznym wydaniu „Sieci” także ciekawe komentarze bieżących wydarzeń pióra Katarzyny i Andrzeja Zybertowiczów, Jerzego Jachowicza, Jana Pospieszalskiego, Wiktora Świetlika, Aleksandra Nalaskowskiego, Witolda Gadowskiego, Wojciecha Reszczyńskiego, Krzysztofa Feusette’a, Bronisława Wildsteina, Andrzeja Rafała Potockiego czy Marty Kaczyńskiej.
Więcej w świątecznym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 15 kwietnia br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Wciąż dostępny jest również tygodnik „Sieci” z fascynującą książką o Całunie Turyńskim w cenie 9,90 zł, w wybranych punktach sprzedaży, m.in.: Salony i Saloniki Prasowe „Kolportera”, salony Tabak, Świat Prasy, salony Empik , Relay, Inmedio, 1-Minute. Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.