W najnowszym numerze „Sieci” redakcja tygodnika analizuje bulwersujące publikacje „Gazety Wyborczej” dotyczące ochrony Jarosława Kaczyńskiego i wskazuje, co stanowi ich podstawę. To niebezpieczna gra, w której stawką jest życie lidera PiS. Przeciek do „Wyborczej” to próba sprawdzenia zakresu ochrony prezesa PiS oraz uderzenie w system chroniący go przed możliwymi niebezpieczeństwami – piszą publicyści największego konserwatywnego tygodnika w Polsce.
Wojciech Biedroń w artykule „Jak dopaść lidera” pisze o istocie zapewnienia bezpieczeństwa najważniejszym osobom w państwie, m.in. prezesowi PiS, oraz czemu służą publikacje ujawniające szczegóły działań ochrony i policji.
Sprawa jest jednak bardzo poważna: wszystko wskazuje na to, że te artykuły to sygnał, iż ktoś sprawdza, jak można by obniżyć poziom bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego. Równolegle media III RP z wściekłością atakują niewielki płot, jaki pojawił się wokół głównej siedziby PiS w Warszawie. Jak ustaliliśmy, dla ludzi, którzy zajmują się w Polsce bezpieczeństwem najważniejszych osób w państwie, to wszystko są bardzo niepokojące sygnały. Służby zajmujące się ochroną kierownictwa państwa zostały postawione w stan nieformalnego alarmu. – Ktoś sprawdza stan zabezpieczeń. Ktoś próbuje medialnymi naciskami zmusić nas do ich zmniejszenia. Wreszcie ktoś wyraźnie ma poufną wiedzę z wewnątrz struktury policyjnej – mówi nam wysoko postawiony urzędnik państwowy
– pisze publicysta.
Konrad Kołodziejski na łamach tygodnika „Sieci” pisze o skutkach weta prezydenta Dudy do reformy sądownictwa zaproponowanej przez PiS:
Obie strony – prezydent oraz PiS – mają tu swoje argumenty i racje. Jednak niezależnie od debaty ustrojowej, która na szczęście przybrała na razie spokojny, merytoryczny wymiar, skutki tych wet mogą mieć dalekosiężny charakter. Nie chodzi tu nawet o kształt sądownictwa, o to, że – jak uważają jedni – spór w tej sprawie wyhamuje, być może na zawsze, reformę państwa, lub – jak podkreślają inni – że reformy zaproponowane przez PiS były z prawnego punktu nie do przyjęcia. Chodzi o coś innego, a mianowicie o to, że weta i wywołane w ten sposób różnice zdań ujawniły (bo chyba jednak nie spowodowały) pęknięcie wewnątrz obozu prawicowego. Pęknięcie, którego chyba nie da się już zasypać i które bez względu na intencje obu stron, w tym zwłaszcza prezydenta, może się pogłębiać. W tym sensie zahamowanie reformy sądownictwa może się okazać groźniejsze nie tyle dla państwa (bo tu zdania są – jak wspomniałem – podzielone), ile dla samego obozu prawicowego
– zauważa Kołodziejski w artykule „Meandry prezydenta”.
Hanna Gronkiewicz-Waltz jest największym obciążeniem dla każdego kandydata Platformy Obywatelskiej na prezydenta Warszawy w przyszłorocznych wyborach
– pisze w artykule „Pożegnanie z Hanką” Stanisław Janecki. Przekonuje, że decyzja o poświęceniu Hanny Gronkiewicz-Waltz zapadła w Platformie już kilka tygodni temu.
Problemem było tylko to, że nie znaleziono sposobu, jak przekazać jej tę wiadomość, wskazać, jakich decyzji kierownictwo partii od niej oczekuje i jak ocenia jej zachowanie. Prezydent Warszawy nie chciała się umówić z wysłannikiem Grzegorza Schetyny. A sam przewodniczący PO po kilku wcześniejszych odmowach nie zamierzał się z nią spotykać. Próbowano więc zrobić kuriera z wiceprezydenta Witolda Pahla, który we wrześniu 2016 r. został wysłany do ratusza w roli komisarza mającego pilnować Gronkiewicz-Waltz. Tyle że szybko stał się on człowiekiem prezydent miasta, choć miał tam reprezentować interesy partii i jej przewodniczącego. Grzegorz Schetyna nie zamierzał wysyłać do Hanny Gronkiewicz-Waltz żadnych listów, bo jeśli napisałby prawdę bez eufemizmów, takie pismo prawie na pewno gdzieś by wyciekło, stając się problemem i dla PO, i dla jej szefa. Nie chciał też rozmawiać przez telefon (ani żaden jego zaufany), bo taką rozmowę ktoś mógłby nagrać i byłby kolejny kłopot. Gdyby doszło do spotkania w cztery oczy, najpierw sprawdzono by możliwość nagrywania lub założenia jakiejś pluskwy, ale i tak na taką rozmowę nie sposób było się umówić. To wszystko wygląda jak kiepski film szpiegowski, ale takie są obecnie relacje przewodniczącego PO z jego zastępczynią. W efekcie te dwie osoby komunikują się z sobą poprzez konferencje prasowe. I serię niedomówień czy adresowane do siebie plotki
– pisze Janecki.
Redaktor naczelna portalu wPolityce.pl Marzena Nykiel w tekście „Polityczny taniec na tragedii” opisuje tragedię, jaka rozegrała się w Warszawie 19 października i próbuje wyjaśnić jej przyczyny.
19 października. Popołudnie. Centrum Warszawy. Na placu Defilad przed Pałacem Kultury i Nauki 54-letni mężczyzna oblewa się łatwopalną substancją i podpala. Wokół porozrzucane ulotki. Świadkowie twierdzą, że wcześniej odczytywał przez megafon swój polityczny manifest, oskarżając Prawo i Sprawiedliwość. Z głośników słychać piosenkę „Wolność kocham i rozumiem”. Przechodnie biegną na ratunek, pracownik parkingu gasi płomień, wezwana zostaje pomoc. Kilka minut później informacja o tragicznym wydarzeniu zalewa internet. Warszawscy radni lewicy są na miejscu niemal natychmiast. Publikują na portalach społecznościowych pożegnalny list mężczyzny. „Chciałbym, żeby Prezes PiS oraz cała PiS-owska nomenklatura przyjęła do wiadomości, że moja śmierć bezpośrednio ich obciąża i że mają moją krew na swoich rękach” – czytamy. Mimo że ma rozległe poparzenia, żyje. Z informacji, do których docieramy, wynika, że przebywający w szpitalu 54-letni Piotr S. jest mieszkańcem Niepołomic. Od kilku lat leczy się na depresję. Był poszukiwany przez rodzinę, która obawiała się, że może popełnić samobójstwo. Jego polityczny manifest żyje już jednak własnym życiem
– wyjaśnia Nykiel.
W najnowszym tygodniku „Sieci” Aleksandra Rybińska w artykule „Wylękniona Europa szkoli się w Polsce” opisuje przykład młodego Francuza, który w 2012 roku przybył do naszej ojczyzny, by nauczyć samoobrony przed szerzącym się w Europie zagrożeniem islamskim.
Lęk przed islamskimi zamachami terrorystycznymi sprawia, że do Polski na kursy samoobrony, strzelania z broni czy medycyny pola walki coraz liczniej przyjeżdżają mieszkańcy Europy Zachodniej. W tej grupie jest wielu Francuzów. – Po zamachach na redakcję „Charlie Hebdo” i salę koncertową Bataclan w Paryżu moi rodacy ciągną nad Wisłę, by – gdy państwo zawodzi – nauczyć się stawić czoło islamistycznemu zagrożeniu – mówi Gregory Leroy, Francuz mieszkający w Polsce, który założył tu „antydżihadystyczną” firmę szkoleniową.
Ponadto w tygodniku przeczytać można komentarze bieżących wydarzeń pióra Andrzeja Zybertowicza, Jerzego Jachowicza, Roberta Mazurka, Aleksandra Nalaskowskiego, Wiktora Świetlika, Witolda Gadowskiego, Piotra Skwiecińskiego, Krystyny Grzybowskiej, Andrzeja Rafała Potockiego, Krzysztofa Feusette, Marty Kaczyńskiej czy Bronisława Wildsteina.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”, dostępnym w sprzedaży od 23 października br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.