Dwa ostatnie mecze towarzyskie z Holandią 1:2 i Litwą 0:0 sprowadziły nas na ziemię. Już nie byliśmy tacy wspaniali jak podczas kilku meczów eliminacyjnych, nie było spektakularnych akcji, goli Lewandowskiego czy Milika, parad bramkarskich Szczęsnego czy genialnych zmian Adama Nawałki. Z jednej strony jestem w stu procentach przekonany, że Polacy nie zagrali nawet na pół gwizdka, że celowo pozorowali grę i nie chcieli odsłaniać wszystkich kart, narażać się na kontuzje czy przemęczenie, z drugiej jakieś ziarno wątpliwości zostało jednak zasiane.
Dwa ostatnie mecze towarzyskie z Holandią 1:2 i Litwą 0:0 sprowadziły nas na ziemię. Już nie byliśmy tacy wspaniali jak podczas kilku meczów eliminacyjnych, nie było spektakularnych akcji, goli Lewandowskiego czy Milika, parad bramkarskich Szczęsnego czy genialnych zmian Adama Nawałki. Z jednej strony jestem w stu procentach przekonany, że Polacy nie zagrali nawet na pół gwizdka, że celowo pozorowali grę i nie chcieli odsłaniać wszystkich kart, narażać się na kontuzje czy przemęczenie, z drugiej jakieś ziarno wątpliwości zostało jednak zasiane.
Obserwowałem wiele meczów uczestników Euro tuż przed turniejem i różni trenerzy podchodzili do nich w różny sposób. Metoda Nawałki, który najpewniej polecił swoim wybrańcom jedynie przespacerować się trochę po boisku wcale nie jest taka odosobniona. Hiszpanie to samo zrobili w starciu z Gruzją, wczoraj w Getafe. Mistrzowie Europy tak bardzo dbali o swoje nogi, że przegrali 0:1 ze 137. w rankingu FIFA zespołem. Kurs bukmacherów na zwycięstwo Gruzinów wynosił 31! Co też stało się przyczynkiem do dodatkowych spekulacji. Choć dziennik "Marca" skonstatował, że wynik jest szokiem dla piłkarskiego świata, jakoś nikt w Hiszpanii nie wierzy, że podczas turnieju "La Roja" będzie wyglądać podobnie.
Trudno też zakładać, że nasi już we Francji będą się tak snuć po boisku jak w Gdańsku i Krakowie. Pytanie tylko po co w takim razie takie mecze w ogóle organizować? Jeśli aż tak bardzo chuchamy i dmuchamy na naszych zawodników to może lepiej było w tym czasie zwyczajnie potrenować, rozegrać jakąś wewnętrzną gierkę? Po co nabijać ludzi w butelkę i udawać, że publika ma do czynienia z ekipą grającą na serio? Jeśli celem miało być podtrzymanie dobrej atmosfery, jakiś show dla kibiców, aby rozsmakować ich w zbliżającej się imprezie, to lepiej było zastosować wariant chorwacki. Chorwaci zaprosili do siebie San Marino i stłukli je 10:0. Publika miał uciechę, a piłkarze podregulowali armaty zyskując pewność siebie.
Pal licho mecz z Holandią, ale po remisie z reprezentacją Litwy (127. miejsce w rankingu FIFA) mam wrażenie, że trochę tej pewności siebie przy okazji uleciało. Do tego kontuzji i tak nie udało się uniknąć. Jeśli okazałoby się, że uraz Kamila Grosickiego jest na tyle poważny, że nie zagra on w meczu z Irlandią Północną w Nicei, oznaczałoby to prawdziwą wyrwę w zgranej drużynie. Odpadłby człowiek, który robił różnicę. Wcześniej po kontuzji Macieja Rybusa posypała się defensywa, która i tak była naszą piętą achillesową.
Słabe mecze towarzyskie i kontuzje kluczowych graczy absolutnie nie mogą weryfikować naszych planów na Euro. Często bywa przecież tak, że kłopoty cementują, a w miejsce nieobecnych wskakują tacy, którzy okazują się odkryciem (Kapustka za Groscikiego?). Niewątpliwie jednak za pięć dwunasta aż takiego optymizmu jaki mieliśmy zaraz po awansie do Francji już nie ma.
Ceazary Kowalski (Polsat Sport)