Rozpoczęte „Sandmanem” uniwersum stworzone przez Neila Gaimana wypączkowało do gigantycznych rozmiarów, choć w powszechnej świadomości nie jest tak znane jak te marvelovskie.
Pewnie dlatego, bo nie miało, niestety, szczęścia do adaptacji filmowych. Powstało też sporo spin-offów, jak choćby historie o Śmierci, których komplet (wznowienie) ukazał się niedawno na rynku. Śmierć w komiksie Gaimana to nie kostucha z kosą czy grecki bóg śmierci Tanatos, tylko atrakcyjna, młoda gotka. U Gaimana jest jedną z siedmiu Nieskończonych (pozostałe to: Dream, Despair, Desire, Destiny, Destruction, Delirium – podaję nazwy oryginalne, by podkreślić aliterację). Obok Kosiarza Terry’ego Pratchetta jest może najbardziej rozpoznawalną personifikacją śmierci w popkulturze.
Pełne wydanie „Śmierci” zawiera wszystkie dotychczasowe spin-offy z uniwersum Sandmana ze Śmiercią jako bohaterką. Mamy tu dwie długie historie („Wysoka cena życia” i „Pełnia życia”) i kilka krótkich („Odgłos jej skrzydeł”, „Fasada”, „Zimowa opowieść” i „Koło”). Plus trochę bonusów. Pierwszy z nich to obszerna galeria (kilkadziesiąt „portretów” Śmierci w przeróżnych stylistykach, wiele zaskakująco udanych), entuzjastyczny wstęp Tori Amos (swoją drogą, krążyły plotki, że to ona była wizualnym pierwowzorem bohaterki, lecz nie – była nią niejaka Cinamon Hadley przyuważona przez Mike’a Dringenberga. Wreszcie niezbyt pasująca do reszty pogadanka rodem z broszurki na temat AIDS pt. „Śmierć mówi o życiu” z instruktażem właściwego sposobu używania prezerwatyw. Fakt, że to stosowanie prezerwatyw jest zalecane przez – nomen omen – Śmierć, ma w sobie pewną niezamierzoną przez autorów dwuznaczność. Gaimanowskie opowieści to trochę dark fantasy, trochę urban legends, trochę zaskakująco bogate psychologicznie historie, których bohaterami są często nadwrażliwi outsiderzy, niespełnieni artyści i dzieciaki jakby prosto wyjęte z „Sali samobójców”. Jeśli ktoś ceni Tima Burtona alb Zdzisława Beksińskiego, odnajdzie się w tym uniwersum, leżącym gdzieś pomiędzy – bez takiej ilości humoru i campu jak u Burtona, ale i bez mrocznych obsesji Beksińskiego. Gaiman bawi się popkulturą, ale jeszcze w większym stopniu klasyczną kulturą wysoką – Szekspir, Dante i reinterpretowanie greckiej czy (rzadziej) chrześcijańskiej mitologii po swojemu. Choć często historie toczą się we współczesności, w takim „Kole” mamy wariację na temat 9/11. „Śmierć” to dobry wstęp do uniwersum Sandmana – ciekawej alternatywy dla superbohaterskich uniwersów, historie pomimo całej fantastyczno-mitologicznej otoczki są jednak dla trochę bardziej dorosłych niż przeciętny komiks o Supermanie. Ale też nie ma sensu traktować Sandmana jako niszowej alternatywy dla superbohaterów – Sandman był jednym z pierwszych komiksowych bestsellerów New York Timesa, jeszcze w latach osiemdziesiątych.
Na zakończenie przytoczę fragment, który chodzi mi po głowie: w jednej z historii Śmierć robi sobie wolne i „był to czas, kiedy nawet idee nie umierały” – z sugestią, że wcale nie byłaby to ciekawa perspektywa.
Śmierć (Death). Scenariusz: Neil Gaiman. Rysunki: Chris Bachalo, Mark Buckingham, P. Craig Russell i inni. Klub Świata Komiksu album nr 1001. Egmont, Warszawa 2016.
5/6
Sławomir Grabowski