Instytut Pamięci Narodowej opublikował w poniedziałek niektóre zdjęcia z akt dotyczących TW "Bolka”, czyli pseudonimu pod jakim z tajną Służbą Bezpieczeństwa miał współpracować były prezydent Polski oraz były lider „Solidarności”, Lech Wałęsa. Z dokumentów tych wynika to, że „Bolek” w pełni świadomie podpisał deklarację współpracy oraz przyjmował korzyści majątkowe w zamian za donosy.
Wśród akt znajduje się m.in. zobowiązanie, na którym widnieją podpisy: „Lech Wałęsa” oraz „Bolek”. Wynika z niego jednoznacznie:
"Ja niżej podpisany Wałęsa Lech (…), zobowiązuję się zachować w ścisłej tajemnicy treść przeprowadzonych ze mną rozmów z pracownikiem służb bezpieczeństwa. Jednocześnie zobowiązuję się współpracować ze służbą bezpieczeństwa w wykrywaniu i zwalczaniu wrogów PRL. (…) Fakt współpracy ze służbą bezpieczeństwa zobowiązuję się zachować w ścisłej tajemnicy i nie ujawniać jej nawet przed rodziną. Przekazywane informacje będę podpisywał psełdonimem "Bolek"."
Współpraca Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa miała rozpocząć się w grudniu 1970 r., a pozyskać miał go dla służb kpt. Edward Graczyk. Znalazło się tu również pokwitowanie odbioru tysiąca złotych od pracownika bezpieczeństwa za współpracę i przekazywane informacje, które także jest podpisane kryptonimem „Bolek”. Nie jest to jednak jedyna premia, jaką miał otrzymywać były prezydent. Z „arkusza wypłat i świadczeń” jasno wynika, że „Bolek” średnio raz na miesiąc pobierał wynagrodzenie w wysokości od 500 do 1500 zł. Któregoś razu miał donieść na stoczniowców, a w jednym z takim donosie znajduje się nawet treść tzw. „Ballady stoczniowców”, w którym pada m.in. takie zdanie: "Trza Gomułkę wyp*ć i rząd zmienić."
Przez kolejne 6 lat do 1976 r. włącznie, „Bolek” miał czynnie współpracować z esbecją. W tym czasie miał on przynajmniej trzech „prowadzących”. Przez ten czas kontakt operacyjny miał regularnie wsypywać swoich znajomych i współpracowników. Współpracę miał rzekomo zakończyć sam zainteresowany, który jak stwierdził w swoim raporcie kpt. Ratkiewicz, podczas rozmowy oświadczył, że na żadne spotkanie nie przyjdzie, gdyż nie chce tych organów znać.
"(…) Biorąc pod uwagę jego aroganckie zachowanie się zaniechałem dalszej rozmowy i uważam za niewskazane dążyć do dalszego nawiązania z nim kontaktu."
Sam Wałęsa oczywiście stanowczo zaprzecza, że kiedykolwiek był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. W niedzielę na serwisie wykop.pl napisał:
"Jedna sprawa mnie niepokoi; uwierzono, że dałem się złamać, że jednak mimo wszystko w latach 70. lekko współpracowałem, donosiłem i brałem pieniądze. Nie, nie, to nieprawda. Uwierzcie wreszcie mnie, a nie SB. Gdyby była to prawda i byłyby tego dowody, to nie ryzykowano by z takim rozmachem podrabiania faktów i dowodów. Pokazywano by te rzekomą zgodę na współpracę, donosy napisane i pokwitowania na branie pieniędzy... wystarczy. Do tego by dodano sprytną rozjaśniającą pisemną argumentację i wystarczy."
W poniedziałek natomiast, po ujawnieniu teczek TW "Bolka”, napisał na swoim blogu:
"Tak przegrałem, ale tylko w tym miejscu, gdzie prawie wszyscy uwierzyli, że jednak jakaś zdradziecka agenturalna współpraca z SB 46 lat temu incydentalnie krótko ale była, i na krótko zostałem złamany. To nieprawda. Dziękuję zdradziliście mnie, nie ja Was."
„Bolka” bronią jego dawni znajomi z czasów „Solidarności” oraz ludzie wywodzący się z poprzedniej ekipy rządzącej, którą przecież Wałęsa gorąco popierał. Henryka Krzywonos (dziś posłanka PO) poddała w wątpliwość autentyczność podpisu Lecha Wałęsy przy zobowiązaniu do współpracy z SB, a jednocześnie stwierdziła, że nawet gdyby rewelacje dotyczące Wałęsy okazały się prawdziwe, to dla niej zawsze pozostanie on tym Lechem Wałęsą, który zaczął w 1980 roku strajk z robotnikami. Tak natomiast o całej sprawie wypowiedział się Bronisław Komorowski:
"Dla mnie i ogromnej większości Polaków to wielka postać, wielki człowiek, zasłużony w walce o wolność, a dziś to wielka, niczym niemożliwa do zastąpienia marka Polski. (…) Obrona dobrego imienia Lecha Wałęsy to obrona dobrego imienia Polski w świecie i w Polsce. (…) Lech Wałęsa to ten człowiek, który poprowadził polską Solidarność do zwycięstwa, więc szarganie jego pamięci zakrawa o wyjątkową bezwzględność i polityczną głupotę."
Do „ogromnej większości Polaków” z pewnością nie należą członkowie Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Internowanych i Represjonowanych. Zaapelowali oni do Lecha Wałęsy o zwrot pokojowej Nagrody Nobla, jaką otrzymał on w 1983 r. W liście otwartym przewodniczący tego stowarzyszenia, Janusz Olewiński, stwierdził iż w świetle kolejnych wyciekających dokumentów potwierdzających współpracę Lecha Wałęsy z SB oraz donoszenie na swoich kolegów, powinien oddać otrzymane za Nobla pieniądze i przekazać je na cele charytatywne. Jednocześnie „Bolek” został oskarżony o rozdawanie korzyści materialnych dla postkomunistów, zamiast pomocy dla represjonowanych członków „Solidarności”.
Lech Wałęsa znalazł się pod ścianą. Jeszcze nie tak dawno apelował on o zorganizowanie publicznej debaty razem z wszystkimi swoimi oponentami, którzy zarzucali mu agenturalną przeszłość. Część z nich wyraziła chęć uczestnictwa w takim przedsięwzięciu, natomiast niespodziewanie z pomysłu wycofał się sam Wałęsa, zapowiadając przy tym, że złoży wniosek do sądu przeciwko IPN. Były prezydent przez lata jak tylko mógł uciekał przed swoją przeszłością i wypierał się jej, jednak teraz wygląda na to, że wreszcie go ona dopadła i chcąc nie chcąc będzie musiał się z niej rozliczyć. Pytanie tylko czy wobec tak niepodważalnych dokumentów Wałęsa zmieni swoje stanowisko w tej sprawie czy nadal będzie starał się wypierać rzeczywistość, podkreślając przy tym swoje zasługi dla budowy III RP. Właśnie nadszedł prawdziwy egzamin dla jego rzekomej niewinności i nieskazitelności.
Piotr Krupiński