Piłkarze Adama Nawałki tak rozpieścili kibiców pięcioma kolejnymi zwycięstwami, że po porażce z Holandią w Gdańsku 1:2 wielu opadły szczęki.
Piłkarze Adama Nawałki tak rozpieścili kibiców pięcioma kolejnymi zwycięstwami, że po porażce z Holandią w Gdańsku 1:2 wielu opadły szczęki.
Bo jak to, Lewandowski i spółka za chwilę mają podbijać Francję i walczyć o pierwszy w historii medal mistrzostw Europy, a tu taki klops? Najgorsze, że nie było mowy o przypadku. Holendrzy, którzy dopiero tworzą drużynę, bo nie dostali się na Euro, byli zdecydowanie lepsi. Kilku zawodników bez doświadczenia ogrywało nasze gwiazdy jak chciało. Bramka na 2:1 dla gości padła po akcji, w której zawodnicy Oranje po prostu ośmieszyli naszą defensywę. Nie było co zbierać. Przy pierwszej wstyd był tylko trochę mniejszy. Ok, Milik na początku meczu strzelił w poprzeczkę, parę innych sytuacji mieliśmy, ale to wszystko było mało. Nagle okazało się, że nie jesteśmy już tacy wspaniali, że brakuje nam szczęścia, że zmiany serwowane przez Adama Nawałkę wcale nie są takie magiczne...
Gdyby nie fakt, że nasz selekcjoner to mistrz różnych niespodziewanych zagrywek, robienia uników, czy zwykłego kamuflażu, można by po okresie euforii powoli zaczynać biadolić i rozpisywać czarne scenariusze. W moim odczuciu Nawałka jest jednak trenerem, który byłby w stanie posłużyć się jakimś fortelem przed mistrzostwami. Tak, aby zmylić przeciwnika, zrobić zasłonę dymną, polecić grę na pół gwizdka lub np. zagrywanie ze stałych fragmentów gry zupełnie inaczej niż ćwiczono przez ostatni tydzień.
Mecz z Holandią traktuję zatem jak kamuflaż i tej wersji będę się trzymał do momentu pierwszego gwizdka w starciu z Irlandią Północną we Francji.
Cezary Kowalski (Polsat Sport)