Wyjazd ustępującego prezydenta na uroczystości upamiętniające zamach na Hitlera to jakaś kompletna groteska. Von Stauffenberg zrobił to, czego od dawna oczekiwali co trzeźwiej myślący niemieccy wojskowi, był jednak klasycznym szlachcicem z prusacko wpojoną pogardą dla Polaków i polskości. Dawał temu dowód w listach, które wysyłał do rodziny, gdzie "bat dla zagonionego do roboty słowiańskiego motłochu" był naturalnym elementem nowego przyszłego porządku w Europie Wschodniej.
Wyjazd ustępującego prezydenta na uroczystości upamiętniające zamach na Hitlera to jakaś kompletna groteska.
CZYTAJ TEŻ: Skandal! Komorowski uczci nazistę!
Von Stauffenberg zrobił to, czego od dawna oczekiwali co trzeźwiej myślący niemieccy wojskowi, był jednak klasycznym szlachcicem z prusacko wpojoną pogardą dla Polaków i polskości. Dawał temu dowód w listach, które wysyłał do rodziny, gdzie "bat dla zagonionego do roboty słowiańskiego motłochu" był naturalnym elementem nowego przyszłego porządku w Europie Wschodniej. Komorowski, jako kiepski historyk, ma zapewne przeświadczenie o doniosłości faktu zamachu na Fuhrera, który, co ciekawe, dla Aliantów wcale nie był po ich myśli! Dlaczego? Ano dlatego, że wartościowszy był dla nich Adolf żywy niż martwy. Dlaczego? Ano dlatego, że jego kapralskie umiejętności dowodzenia, strategii i szeroko pojętego wojskowego rzemiosła (był wtedy alfą i omegą jakichkolwiek ruchów na froncie) powodowały kolejne katastrofy, odwroty, okrążenia, tęgie lanie za laniem. Hitler jako dowódca pomagał wygrać Aliantom wojnę i tyle.
Nowy porządek po zamordowaniu Hitlera zakładał separatystyczny pokój na Zachodzie i skupienie się na odparciu Armii Czerwonej nacierającej z kierunku wschodniego. Po latach mordów, rozstrzeliwań, prześladowań i wywózek, Pomorze Gdańskie, Wielkopolska i Górny Śląsk miały być niemieckie, a co najśmieszniejsze, był to warunek wstępny zamachowców negocjacji owego pokoju!
Z polskiego punktu widzenia udany zamach na Fuhrera mógł mieć jednak korzyść, bo kraj już i tak był maksymalnie splądrowany i wyniszczony. Otóż, być może nie doszłoby do rzezi Powstawnia Warszawskiego, które kilkanaście dni później stało się ostatnim aktem hitlerowskiej hekatomby na Polakach.
Von Stauffenberg jest zapewne bohaterem niemieckim, ale w żadnym wypadku nie jest i nie powinien być bohaterem dla Polaków. W jego wizji świata byliśmy tylko podludźmi ze Wschodu nawet, gdy ostatni raz przed rozstrzelaniem wołał o święte Niemcy. Gajowy złożył mu hołd, ale w tej materii rezerwuję sobie prawo do osobistego votum separatum.
A tak na koniec, z serii kilkudziesięciu zamachów na Hitlera na czoło wysforował się akurat ten z lipca '44. Na chłopski rozum znacznie wartościowszy byłby którykolwiek z zamachów z wczesnych lat 30-tych. Nie dopuściłby on do wojny i potwornej zagłady, którą przyniosła...
Przemysław Rudź - muzyk, publicysta, pasjonat i znawca historii Polski.