Mecz z Gruzją zmusza do zastanowienia. Niby wygraliśmy wysoko, ale zachwytów było niewiele. O ile w pierwszej połowie graliśmy nieźle i potrafiliśmy dochodzić do stuprocentowych sytuacji, to w drugiej przez długi czas inicjatywa należała do Gruzinów.
Gdyby ten Navalovski strzelił centymetr niżej zamiast w poprzeczkę, to byłoby 1:1 i aż nie chcę myśleć, co by było. Wygraliśmy i chwała trenerowi, chłopakom. Cały czas warto jednak mieć świadomość, że bardzo niewiele przechyla szalę meczów na naszą korzyść. Jeszcze nie świętowałbym awansu. Wpadka jedna lub druga może się zdarzyć. W grze cały czas są cztery zespoły. Czekają nas trudne wyjazdy. Zaraz po wakacjach zawodnicy też nie będą w optymalnej formie. Jeszcze trzeba sporą robotę wykonać, aby awansować. Ale jesteśmy na dobrej drodze.