Zdzisław Kręcina odcierpiał po aferach podsłuchowej i samolotowej. Po cichu wraca do gry. Najpierw chce wygrać wybory na Śląsku, a później zawalczyć o najważniejszą pozycję w PZPN
Pamiętny występ Kazimierza Grenia w Dublinie, który miał handlować biletami przed meczem z Irlandią, nieco osłabił opozycję wewnątrz PZPN (podkarpacki baron skupiał wokół siebie chcących wysadzić z siodła Zbigniewa Bońka), ale tylko na chwilę. Opozycjoniści na razie w cieniu, jednak aktywnie działają. Spotykają się potajemnie, naradzają się, szukają kandydata, który byłby ich twarzą oraz robią to, co jest kwintesencją piłki nożnej w „działaczowskim” wydaniu – liczą szable.
Chociaż do wyborów na prezesa PZPN pozostał jeszcze ponad rok, to w ostatnim czasie doszło już do dwóch poważnych spotkań: w Uniejowie i Poroninie, gdzie działacze nieprzychylni Bońkowi, używając ich nomen klatury, „policzyli się”. Na razie z tych wstępnych kalkulacji polegających na ustnych deklaracjach (działacze piłkarscy bardzo często zmieniają zdanie) wychodzi, że opozycja może liczyć na 44 głosy (w sumie podczas wyborów jest ich 118). Prawdziwym pokazem siły byłoby dobicie do 60, co teoretycznie wcale nie jest nierealne. – Czy jesteśmy w stanie wytypować wspólnego kandydata na prezesa PZPN? – padło pytanie w Uniejowie. I wtedy zrobiło się naprawdę gorąco.
Więcej o spisku za plecami Zbigniewa Bońka przeczytasz w najnowszym papierowym wydaniu Tygodnika "ABC"!