W sierpniowym numerze miesięcznika „wSieci Historii” redakcja przypomina odparcie najazdu cesarza niemieckiego Henryka II, kiedy to 1000 lat temu nie udało mu się zdobyć grodu w Niemczy. Ponadto publicyści przypominają inne ważne sierpniowe wydarzenia z naszej historii, m.in.: Bitwę Warszawską, Powstanie Warszawskie i narodziny „Solidarności”.
Historyk i ekspert od batalistyki Michał Janik w artykule „Niemcza 1017 – mistrzostwo w sztuce obrony” serwuje niezapomniany opis bohaterskiej obrony Polaków przed niemiecką inwazją i przypomina genezę wojen polsko-niemieckich.
Wojny polsko-niemieckie na początku XI w. toczyły się ze zmiennym szczęściem. Składały się na nie wzajemne najazdy, okresy pokoju i rozejmu – przy czym przewaga była w oczywisty sposób po stronie niemieckiej. Bolesław Chrobry był w stanie łupić pograniczne marchie niemieckie i Czechy, ale nie mógł poważnie zagrozić cesarstwu. Z kolei armia króla i cesarza z saskiej dynastii Ludolfingów, Henryka II, zdołała dotrzeć w 1005 r. do samego serca Polski – Poznania. W tej sytuacji najważniejszą umiejętnością, którą do perfekcji doprowadzili wojowie Bolesława, była obrona miejsc umocnionych i wojna szarpana – z jednoczesnym unikaniem bitwy w polu, gdzie Niemcy mogliby wykorzystać swoją przewagę w uzbrojeniu ¬ Przyczyną konfliktu była ambitna polityka Chrobrego. Polski książę brał udział w rozgrywkach o władzę w cesarstwie. Dzięki polityce Ottona III i sprawnemu wpisaniu się w jego koncepcję monarchii uniwersalnej uzyskał wśród elit cesarstwa pozycję wyższą niż książęta i margrabiowie Rzeszy. Tak to komentował niemiecki kronikarz Thietmar, któremu zawdzięczamy relacje z ówczesnych wydarzeń: „Za życia znakomitego Hodona ojciec Bolesława Mieszko nie odważył się nigdy wejść w kożuchu do domu, w którym wiedział, że znajduje się Hodo, ani siedzieć, gdy on się podniósł z miejsca. Niechaj Bóg wybaczy cesarzowi, że czyniąc trybutariusza panem, wyniósł go tak wysoko, aż ten, zapominając o tym, jak postępował jego rodzic, ośmielał się wciągnąć pomału w poddaństwo wyżej od niego stojących i nęcąc ich czczą przynętą znikomych pieniędzy, doprowadzać ich do niewoli i utraty wolności”
– pisze Janik.
Już w połowie 1915 r. Roman Dmowski i jego najbliżsi współpracownicy z KNP założonego pod zaborem rosyjskim w pierwszej fazie wojny (na czele z hrabią Zygmuntem Wielopolskim) wyjechali z Rosji , by szukać wśród ententy sojuszników dla sprawy polskiej
– pisze Jan Żaryn w najnowszym numerze miesięcznika „wSieci Historii” w artykule „Komitet Narodowy Polski”.
Historyk zdradza kulisy planu Dmowskiego i jego sojuszników:
Jednocześnie, by skutecznie knuć przeciwko Rosji w kwestii polskiej, nie przekraczając linii wyznaczonej przez wspólny interes: pozostanie Rosji w wojnie przeciwko Niemcom. W Szwajcarii spotkali się m.in. z Henrykiem Sienkiewiczem, Ignacym J. Paderewskim, założycielami Komitetu Opieki n. Ofiarami Wojny w Polsce, a także w Lozannie z Erazmem Piltzem, twórcą Centralnej Agencji Polskiej. Od tej pory rozpoczęła się wielka misja dyplomatyczna Dmowskiego, której celem było dotarcie do głównych gabinetów najważniejszych polityków Anglii, Francji oraz Włoch i Stolicy Apostolskiej, z takim skutkiem, by odbudowanie państwa polskiego stanowiło wspólny cel wojny.
Krzysztof Tarka w artykule „Kapłan, społecznik, konspirator” prezentuje sylwetkę wielkiego wileńskiego społecznika i patrioty ks. Kazimierza Kucharskiego. Autor artykułu wiele miejsca poświęca działalności ks. Kucharskiego podczas II wojny światowej. Już na samym jej początku ks. Kucharski jako członek PCK założył Towarzystwo Samopomocy Społecznej (Obywatelskiej), które zajmowało się głównie pomocą uchodźcom, którzy uciekając przed działaniami wojennymi przybyli do Wilna. Odegrał też znaczna rolę w scaleniu organizacji konspiracyjnych.
To z jego inicjatywy doszło do konferencji ppłk. Sulika [wysłannik dowódcy Służby Zwycięstwu Polski] z przedstawicielami głównych ugrupowań konspiracyjnych i stronnictw politycznych. […] Ks. Kucharski zaapelował do uczestników spotkania, aby zrezygnowali z partykularnych interesów partyjnych i zjednoczyli się wokół wspólnego celu, jakim była walka o odzyskanie niepodległości. Mimo pewnych oporów spotkanie zakończyło się sukcesem. W rezultacie w Wilnie powstał okręg SZP, którego komendantem został ppłk Sulik „Ładyna”, a ks. Kucharski „Szczepan”, jako przewodniczący komisji finansowej i skarbnik organizacji, stał się jedną z czołowych postaci wileńskiej konspiracji. Z jego inicjatywy wilnianie ufundowali sztandar dla polskich lotników walczących na Zachodzie. Sztandar został poświęcony przez ks. Kucharskiego i przewieziony do Wielkiej Brytanii.
Ludwika Borawska-Szymborska w artykule „63 dni Ewy-319” przypomina dramatyczne chwile sierpnia 1944 roku. Bohaterką jej tekstu jest 98-letnia mieszkanka Żoliborza pani Ewa Orzechowska-Jeglińska:
1 sierpnia 1944 r., ul. Rakowiecka 45, godz. 16.30. Ewa wyrusza na zbiórkę. Na stole zostawia kartkę do mamy: „Nic się nie martw, zaraz wracam”. Biegnie na ul. Madalińskiego 73 do szpitala polowego, który prowadzi prof. Dr med. Stefan Koeppe. W ogrodzie przy ul. Narbutta leżą przyczajeni chłopak i dziewczyna. Czekają na godzinę „W”. Mija ich z uczuciem zazdrości: „Boże, oni mają granaty, a ja tylko torbę sanitarną”.
Ludwika Borawska-Szymborska przywołuje w tekście rodziców i dziadków bohaterki. Jej walka była uświęcona rodzinną tradycją obrony Polski:
Ewa jest córką kapitana WP, lekarza medycyny Ludwika Orzechowskiego, bohatera wojen 1918 i 1920 r., i Marii z Korwin-Sokołowskich. Jej przodkowie w każdym pokoleniu stawali do walki w obronie ojczyzny. Kpt. Ludwik Orzechowski umarł w 1924 r. Ewa była jego jedynym dzieckiem.
To, co się wydarzyło 16 sierpnia 1980 r. w Stoczni Gdańskiej, wówczas imienia Lenina, zdecydowało o przyszłości Polski w następnej dekadzie, a także nie pozostało bez wpływu na bieg wydarzeń w całej Europie, a nawet na świecie
– pisze Grzegorz Majchrzak w artykule „Decydujący dzień”.
Historyk przypomina, jak doszło do tych bez wątpienia najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Polski.
W odpowiedzi na podwyżkę cen „niektórych gatunków wędlin i mięsa” 1 lipca 1980 r. rozpoczęły się robotnicze protesty, najczęściej krótkie kilkugodzinne strajki. Na początku sierpnia wydawało się, że fala ta przygasa. Jednak tak nie było. 14 sierpnia 1980 r., w czwartek, zastrajkowała załoga Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Protest wyróżniało to, że został zorganizowany przez działaczy opozycji politycznej, głównie Bogdana Borusewicza. Pretekstem było wyrzucenie z pracy (7 sierpnia) niedługo przed osiągnięciem wieku emerytalnego Anny Walentynowicz, jednej z najważniejszych działaczek Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Obok żądania cofnięcia tej decyzji zgłoszono początkowo jeden postulat – podwyżki płac o 2 tys. zł. Na czele protestu stanął, spóźniony z niejasnych przyczyn kilka godzin, Lech Wałęsa. Utworzono kilkudziesięcioosobowy komitet strajkowy, w którym znalazła się m.in. Walentynowicz, i rozpoczęto negocjacje z dyrekcją. Były one prowadzone w sposób otwarty – transmitował je radiowęzeł zakładowy, dzięki czemu dzisiaj dysponujemy ich stenogramem
– pisze Majchrzak.
Więcej artykułów w nowym numerze miesięcznika „wSieci Historii” w sprzedaży od 20 lipca br., także w formie e-wydania – szczegóły na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji miesięcznika w Sieci Przyjaciół – www.SiećPrzyjaciół.pl i oglądania ciekawych audycji w telewizji internetowej wPolsce.pl.