Była późna epoka Gierka, kiedy mój ojciec, systematycznie, kilka razy w tygodniu wieczorami ubierał się w dres i biegał ścieżkami Pola Mokotowskiego. Ja się temu wtedy przyglądałem. Czasami wychodziłem z nim razem, by zjeżdżać na sankach, a on wtedy biegał wokół górki.
Była epoka wczesnego Jaruzelskiego, kiedy mój tata nie tylko biegał, nie tylko czytywał książki propagatorki zdrowego żywienia Ireny Gumowskiej, ale był jednym z tych, którzy pierwsi w Polsce zaczęli jadać otręby! Dodawał je sobie do zup i innych potraw, by zdrowo żyć.
Była epoka późnego Jaruzelskiego, kiedy ja sam zacząłem amatorsko uprawiać sport. Na otręby się nie skusiłem, ale biegałem tak jak mój tata po Polu Mokotowskim. I byłem jednym z nielicznych, którzy to wtedy robili. To był czas, kiedy zdawałem maturę, potem miałem egzaminy na studia, a bieganie pomagało mi rozładować stres. Później, kiedy już studiowałem i kiedy w ramach zajęć z WF nie starczyło dla mnie miejsca na basenie – zacząłem z musu chodzić na siłownię. Trenowałem tak przez wiele lat. Przestałem, gdy założyłem rodzinę, bo po prostu nie starczało mi już na to czasu. Dziś ani nie chodzę na siłownię, ani nie biegam. Nie stosuję też żadnej diety. Czemu? Nie, nie dlatego, że mam duży brzuch i lubię telewizyjnego pilota. Nie.
Nie jest ze mną aż tak źle, żebym szedł w ślady Winstona Churchilla, który pytany, jak to robi, że w takim wieku ma takie zdrowie, odparł: „Dzięki sportowemu trybowi życia. A dokładnie temu, że nigdy nie miałem z nim nic wspólnego”. A warto dodać, że były premier Wielkiej Brytanii nie rozstawał się z cygarem i szklaneczką whisky. Czasem ćwiczę w domu, nie objadam się, sporo chodzę. Nie chodzę już za to na siłownię. Nie biegam po ulicy. Nie kupuję odżywek ani kiełków. To mój taki wewnętrzny sprzeciw wobec mody na bycie fit. Kiedy pogoń za idealną sylwetką stała się obowiązującą już niemal wszystkich religią, ja mówię temu nie. Także dlatego, że wielu mężczyzn, którym wydaje się, że są w tym wyjątkowi, a nie widzą, że wszyscy wokoło robią to samo, próbuje także w ten sposób udowodnić sobie, że są cały czas młodzi, wspaniali, silni, jak to było 20 lat temu. A natury nie da się oszukać.
Oczywiście, to nie znaczy, że jestem przeciwnikiem zdrowego stylu życia. Ale nie zamierzam budować wokół ćwiczeń dodatkowej ideologii. A ta, jak wiele innych, bywa niebezpieczna. Tak jak zbyt intensywne treningi, zbyt wycieńczająca dieta czy wszechobecni i nieuznający praw pieszych rowerzyści. Żyj i daj żyć innym. Dobrze jest uprawiać sport, ale po co okładać to dodatkową filozofią. Nie ćwiczmy na siłę, na pokaz, dla popularności czy na złość tym okropnym automobilistom, którym na pół dnia zablokujemy miasto. Wszystko z umiarem, Panie i Panowie.