Dokładnie rok po śmierci ojca Monika Jaruzelska wydała trzecią książkę o swojej rodzinie – „Oddech”. Pisze w niej m.in. o agonii ojca, kulisach pogrzebu i jego rozruszniku serca, który trzyma na półce. Tygodnikowi „ABC” opowiada, jakim człowiekiem był komunistyczny dyktator, i dementuje pogłoski o jego homoseksualizmie.
Jak wspomina Pani pisanie książki?
Monika Jaruzelska: Nie był to dla mnie łatwy czas. Wolałam czytać i oglądać niż pisać. Odseparowałam się od życia towarzyskiego. Książka powstawała w samotności. Refleksje, którym wyraz w niej dałam, zbierałam w zasadzie przez całe życie. Dwie poprzednie książki ułatwiły mi pisanie – dzięki nim poznałam swoich czytelników. Teraz pisząc czułam się jak podczas rozmowy z przyjacielem.
A jak dziś wraca Pani wspomnieniami do wydarzeń towarzyszącym śmierci i pogrzebowi ojca?
Wspominam tamte wydarzenia jak przez mgłę. Dla mnie najważniejsze było, że pożegnałam się z ojcem już w szpitalu. Byłam tam cały czas, także w momencie jego śmierci. W czasie samego pogrzebu najważniejsze było dla mnie zachowanie spokoju. Na cmentarzu był ze mną mój syn. Chciałam więc zachować się godnie, by dać synowi poczucie bezpieczeństwa, bo dla niego te chwile były przecież dużo trudniejsze niż dla mnie.
Starała się Pani odseparować od tego co pojawiało się w tamtym czasie w mediach?
Nie. Czytałam i oglądałam wszystko. Jestem osobą racjonalną, wręcz stoikiem, nie uciekałam przed tym. Staram się być mocno osadzona w rzeczywistości więc nie unikałam tego co pisano i pokazywano w mediach. Czytałam, analizowałam… Potrafię się do tego zdystansować.
Co Pani zrobi z rozrusznikiem serca ojca, który otrzymała pani z krematorium?
Nie wiem. Ale na pewno będzie ze mną do końca. Teraz leży na półce, blisko mnie, bo jaki piszę w książce: „Co można zrobić z rozrusznikiem serca, które mnie kochało”?
A łatwo było kochać generała Wojciecha Jaruzelskiego?
Tak, jako ojca. Chociaż względy polityczne tego nie ułatwiały. Starałam się rozdzielać stosunek do ojca i do generała Jaruzelskiego. Była to dla mnie jedna osoba, ale jednocześnie dwie. Uczucie bliskości, które w okresie śmierci ojca bardzo się nasiliło – byłam wtedy bardzo blisko niego – sprawiło, że dziś zachowuje te najlepsze wspomnienia.
Jakim człowiekiem był generał Wojciech Jaruzelski?
Był człowiekiem skrytym ale jednocześnie ciepłym. Prawie nie pamiętam sytuacji, by mój ojciec podnosił głos – nawet w okresie mojego młodzieńczego buntu. To bardzo często ja krzyczałam, a on spokojnie starał mi się wszystko tłumaczyć. W domu nie był generałem. Nie było musztry. Tę rolę w domu pełniła mama.
Dlaczego wybrała Pani ojcu taki a nie inny nagrobek?
Wybrałam taki, ponieważ ojciec był człowiekiem skromnym. W projekcie nagrobka który zrobiła, obok kształtu – który ma przypominać granice Polski, o którą w czasie wojny walczył mój ojciec – najważniejsze jest słowo „żołnierz”. Ojciec leży wśród żołnierzy, wśród prostych i skromnych grobów. Chciałam, by jego grób również taki był. Nie rozmawialiśmy o tym przed śmiercią, ale myślę, że na tyle znałam ojca, by wiedzieć, jakiego grobu sobie życzy.
Czytała już Pani książkę „Jaruzelski – życie paradoksalne” Mariusza Cieślika i Pawła Kowala?
Czytałam jej fragmenty. Zauważyłam pewien paradoks – autorzy, pisząc o życiu prywatnym i osobowości mojego ojca, często korzystają z moich poprzednich książek, a pamiętam bardzo negatywne ich recenzje autorstwa redaktora Mariusza Cieślika, który zarzucał im brak przydatności historycznej. Natomiast pan Paweł Kowal, który stara się być rzetelnym historykiem i na pewno także porządnym człowiekiem, jednocześnie jest przede wszystko prawicowym politykiem. Staje się więc poniekąd zakładnikiem swojego środowiska. Została mi w pamięci sugestia o homoseksualizmie ojca, wysnuta na podstawie m.in. tego, że rzadko bywał w domu. Cieszę się, że Paweł Kowal – który w książce próbuje swoich sił jako psychoanalityk – nie wysunął wniosków z tego, że ojciec w czasie wojny był w zwiadzie konnym, a w naszym domu zawsze było dużo psów. Wyszłoby, że ojciec nie tylko był homoseksualistą ale i zoofilem.