Problem, z jakim mierzy się polska inteligencja, to efekt wejścia w dość brutalny kapitalizm, bez doświadczeń, jakie miały kraje zachodniej Europy. To zaowocowało komercjalizacją wszystkiego.
I możemy powtórzyć za Oscarem Wilde’em, że dzisiaj w Polsce ludzie nie znają wartości niczego, ale znają cenę wszystkiego. Tak właśnie zachowują się intelektualiści. Zaczęli szacować swoją pozycję nie mądrością – własną czy środowiska, nie efektami intelektualnymi, tylko efektami finansowymi. Sprzyjała temu m.in. prywatyzacja części szkolnictwa wyższego, podczas której najważniejszym miernikiem przydatności nauczycieli akademickich na rynku stała się ich pensja. Nie byłoby też tak wyraźnego efektu komercjalizacji w nauce i w sztuce, gdyby nie zaczęto – mam na myśli głównie media – sprzyjać średnim i niezbyt wyrobionym gustom. Szczególnie widać to w sztuce, w której mamy do czynienia z celebrytami, a nie z wybitnymi twórcami. Choć w mediach naukowcy goszczą rzadziej, to identyczne zjawisko występuje w polskiej nauce. Ten proces zabija twórczość. Dzisiaj polska nauka jest zdecydowanie bardziej naśladowcza, niż była w czasach PRL! Liczy się gdzie, kto, ile opublikował i ile uzyskał punktów za dorobek naukowy, a mniej istotne jest to, czy w publikacji pojawiła się jakakolwiek nowa, oryginalna myśl.