Któż mógł jeszcze w kwietniu roztropnie zakładać, że popularny muzyk rockowy potrafi pozbawić zwycięstwa urzędującego prezydenta? Ów czynnik nieobliczalności będzie jeszcze silniejszy w jesiennych wyborach do Sejmu, gdyż po latach zastoju i nudy spod znaku Tuska Polska wkroczyła w czas politycznego przesilenia. Majowa niespodzianka prezydencka może zatem okazać się zwiastunem kolejnych politycznych rewelacji.
Jeśli coś wszakże już dziś można uznać za pewne, to że Platforma nie wygra po raz trzeci wyborów do Sejmu. Wskazuje na to przede wszystkim panujący dziś silny trend, który sprawia, iż od czasu przegranej Komorowskiego przyznawanie się do PO stało się wstydliwe, a w modzie jest naigrywanie się z partii rządzącej i jej liderów. W Krakowie działacze Platformy publicznie skarżą się dziennikarzom na zjawisko ucieczki członków partii i zastanawiają się, ilu w ogóle przy PO jeszcze zostanie. Gdzie indziej zapewne musi być podobnie. Tę ucieczkę przyspieszył pierwszy sukces inicjatywy współpracowników Leszka Balcerowicza, gdyż tworzona przez nich liberalna partia z wizją głębokich reform ekonomicznych odbiera Platformie najtwardszą i najbardziej ideową część zwolenników. Na dodatek szanse PO osłabia rozkład przywództwa partii, która pod rządami Ewy Kopacz nie ma ani jasnego kierunku, ani planu działania.
W zasadzie powinno być więc oczywiste, że skoro PO musi te wybory przegrać, to wygrać może je tylko PiS. Tu jednak sytuacja przestaje być aż tak oczywista. Owszem, dziś (czyli na początku czerwca) PiS jest bezsprzecznie liderem parlamentarnego wyścigu i ma na razie największe szanse na miejsce na najwyższym podium. Przez osiem ostatnich lat przyzwyczailiśmy się bowiem, że alternatywą dla PO jest tylko PiS. W efekcie ci z nas, którzy nie cierpieli Tuska, głosowali (czasem bez entuzjazmu) na Kaczyńskiego, ci zaś, co dali się przestraszyć czarną wizją rządów Kaczyńskiego, (czasem ze wstrętem) oddawali jednak głos na Tuska. Siła tego inercyjnego przyzwyczajenia jest nadal duża, a nowy, nie-PiS- -owski, otwarty i przyjazny styl zwycięskiego prezydenta Dudy siłę tę dodatkowo jeszcze wzmacnia.
Jest jednak czynnik, który działać będzie w najwyższym stopniu przeciw PiS. Jest nim ogłoszone przez prezydenta Komorowskiego referendum. Kaczyński boi się tego głosowania, ponieważ w dwóch na trzy postawione pytania jest zdecydowanie przeciwny proponowanym tam wielkim politycznym reformom. Prezes PiS nie chce za nic na świecie JOW-ów oraz zamierza jak niepodległości bronić milionów, jakie obecnie płyną z budżetu państwa do partyjnej kasy. Dlatego z dużym prawdopodobieństwem można prognozować, że PiS to referendum przegra, a „rządy polskich dusz” umocni we wrześniu w swoim ręku Paweł Kukiz. Nie wiemy (i nie sposób to dzisiaj przewidzieć), jak długo Kukiz sprawować będzie ów polityczny rząd dusz. Ale jedno jest pewne: jeśli zdobędzie go przy okazji zwycięskiego dla siebie referendum, to utrzyma go też co najmniej przez parę następnych tygodni, kiedy właśnie rozgrywać się będą wybory do Sejmu.
Może zatem zdarzyć się tak, że to właśnie Kukiz jesienią stanie na najwyższym podium, a PiS będzie się musiało po raz kolejny zadowolić drugim miejscem. Tyle tylko, że perspektywa takiego wyborczego rozstrzygnięcia sprawia, że kształt przyszłej koalicji i personalny skład nowego rządu stają się w zasadzie kompletnie nieprzewidywalne.