Pewnego dnia pokazano w wiadomościach, jak dzielna władza rozwiązuje palący problem nadmiernej prędkości na drogach. W tym celu wprowadzono niedawno drakońskie przepisy, na których mocy policjant, praktycznie kiedy zechce, może odebrać kierowcy prawo jazdy. Kilkaset już odebrano.
I właśnie ujrzeliśmy taki widoczek. Zrozpaczony kierowca i jego szlochająca żona błagają funkcjonariuszy o zmiłowanie, ponieważ bez prawa jazdy kierowca straci od jutra pracę, a mają dziecko i muszą z czegoś żyć. Chodziło o przekroczenie prędkości wieczorem, na pustej drodze. Pewnie było to rzeczywiste wykroczenie, ale czy kara nie była zbyt drastyczna? W sądzie zawsze są widełki, według których można stosować mniejszą lub większą karę, rozpatrując sprawę w szerszym społecznym kontekście. Policjant z drogówki stał się prokuratorem, sędzią i katem w jednej osobie. Kiedy policjant decydował o mandacie i punktach, nie przekraczał granicy rozsądku. Kiedy decyduje o prawie jazdy, odbiera komuś prawo do pracy, bo dla wielu ludzi samochód to podstawa egzystencji zawodowej. Czy tak drastyczną decyzję powinien podejmować mundurowy dość powierzchownie przygotowany do służenia społeczeństwu? Rzecznicy policji opowiadający w telewizorach z zachwytem o liczbie odebranych praw jazdy i lawinowo rosnącej liczbie mandatów emanują małpią złośliwością, jak to dają w d… przestępczym piratom, prowadzącym auta wyłącznie po to, by łamać przepisy. Przepisy produkują coraz surowsze, a z bezpieczeństwem na drogach coraz gorzej, więc wprowadzają kolejne przepisy itd. To się zrobił jakiś cyrk. Bardzo proszę, znajdźcie państwo na YouTube moje felietony: „Partia wkurzonych kierowców” (2010), „Piraci rządowi łupią kierowców” (2011), „Partia wkurzonych kierowców II” (2012), bo od kilku lat piszę o tych idiotyzmach. Doprowadzą kiedyś do tego, że będziemy jeździli wolniej niż furmanki, a wypadków będzie coraz więcej. Przecież wiemy doskonale, że wszystkie kolejne pomysły w tej materii, mimo deklarowanej troski o bezpieczeństwo, sprowadzają się do tego, jak nam wyrwać pieniądze. Ministerialna „psiapsiółka” pani premier zarządziła, że trzeba wystawić 1,7 mln mandatów, bo tyle sobie wyliczyła z głowy i sufitu. Kierowcy, nie dajcie się okradać!