Podstawą nowoczesnej demokracji jest to, żeby wzajemnie się tolerować. Oznacza to w teorii szacunek wszystkich dla wszystkich. Niestety, jak to zwykle bywa – teoria sobie, a praktyka sobie. Gdzie popełniono błąd?
Ludzie nie są jednakowi, co by o tym nie mówić. Różni ich nie tylko kolor skóry i pochodzenie etniczne – w sumie to akurat nie ma żadnego znaczenia – różni ich przede wszystkich środowisko, w którym wyrośli, i wychowanie, jakie odebrali. Istotnym elementem tego wychowania jest religia, i to niezależnie od tego, co głoszą różni „oświeceni i nowocześni”. Religia jest częścią składową ludzkości już od czasu pierwszych koczowniczych skupisk. Mamy w sobie jakiś pęd do zwracania twarzy ku bóstwom. Samo w sobie nie jest to niczym złym, nawet przeciwnie. Religia konsolidowała narody, świątynie były w swoim czasie „ośrodkami zdrowia”, gdzie otrzymywało się pomoc medyczną (w starożytnym Egipcie lekarz musiał być kapłanem, średniowieczne szpitale były otwierane przez władze klasztorne i przez nie prowadzone), a nawet rozwój nauki miał niejednokrotnie związek właśnie z wierzeniami danego społeczeństwa. Kiedy jednak pierwotny rdzeń religii wyrodnieje, dzieją się rzeczy groźne. Przykłady z historii każdy zna, nie ma potrzeby ich wyliczać.
W dzisiejszych demokratycznych czasach postanowiono, że religia powinna być sprawą prywatną każdego człowieka. Jest to w sumie logiczne, tyle że ludzi w coś wierzących jest wielokrotnie więcej niż ateistów (zresztą i oni wierzą, w to że nie ma żadnych bogów). Póki więc wierzący odprawiają swe obrzędy sami sobie i prowadzą się przykładnie, pół biedy. Cfo jednak zrobić, gdy w agresywny sposób nakłaniają innych do przejścia na ich wiarę, grożąc represjami? Tak, kiedyś chrześcijanie to robili. Podobnie jak przedstawiciele innych religii. Takie były czasy, ciemne i brutalne i powoływanie się teraz na nie przypomina oskarżanie trzydziestolatka o ekshibicjonizm, bo jako dwulatek zdjął majteczki na ulicy. Nie mówimy o „kiedyś”, mówimy o „teraz”. Chrześcijaństwo zmieniło się, dojrzało, ucywilizowało. Nie tylko ono. I o to chodzi.
Co by zrobiły nasze mądre, laickie rządy, gdyby nagle katolicy zaczęli formować oddziały „policji katechizmowej” i bili tych, co w piątek jedzą na ulicy kebab? Albo zawłaszczali całe dzielnice, wprowadzając w nich średniowieczne prawo kanoniczne? Gdyby DZIŚ zaczęli palić biblioteki i niszczyć „pogańskie” zabytki? Nie sądzę, żeby wtedy ktoś mówił o „tolerancji”. Gazety krzyczałyby wniebogłosy o ciemnocie, zabobonach i zagrożeniu porządku publicznego, to mpewne jak amen w pacierzu. Dlaczego więc pozwala się innej religii na analogiczne działania, wymagając jednocześnie od wszystkich tolerancji? Dlaczego dzisiaj tylko jedna religia cieszy się skuteczną ochroną prawną przed ośmieszaniem i negacją? I to jak na złość, ta najbardziej niebezpieczna?
Nie łudźmy się, że islam to religia pokoju. Co by nie mówić o chrześcijaństwie, to przynajmniej jego podstawy są pokojowe. Nowy Testament mówi o miłosierdziu, wybaczaniu, miłości i nie jest winą Chrystusa ani Jego uczniów, że następne pokolenia tak wykoślawiły najpiękniejsze przesłanie świata. Natomiast Koran nakazuje stosowanie przemocy, twierdzi że cały świat z woli Allacha należy wyłącznie do muzułmanów, sankcjonuje zboczenia i nie ma w nim żadnej mowy o miłosierdziu. Nie to jest jednak najgorsze. Ta księga powstała w specyficznych czasach, bardzo trudnych i była adresowana do niepiśmiennych koczowników, jak Stary Testament. Niestety współcześni muzułmanie też rozumieją ją dosłownie. Ustępowanie przed ich żądaniami traktują jako przyjęcie przez kraje, do których raczyli przyjechać, roli podległej. Płacone im zasiłki i pomoc socjalna w ich rozumieniu to coś, co im się po prostu należy. Jako niewierni, musimy płacić im okup, a oni nie są zobowiązani do wdzięczności za nasze starania. Kiedy zaś nie chcemy przystosować się do nowych żądań, trzeba nas ukarać, jak krnąbrnych niewolników, którymi w ich oczach jesteśmy. Ot i wszystko.
Tragicznym błędem było traktowanie muzułmanów tak samo jak ludzi cywilizacji zachodniej. Jeszcze gorszym – danie im w zachodnich krajach praw de facto znacznie większych niż chrześcijanom. Bo to chrześcijanie wciąż muszą ustępować: zdejmować krzyże z budynków, zmieniać nazwy świąt, rezygnować z tradycyjnej publicznej choinki, a nawet – co już woła o pomstę do nieba – nie skarżyć się, gdyt padają ofiara napaści. Bo nie wolno podsycać nastrojów antyislamskich. Dlaczego nie wolno? Nastroje antychrześcijańskie przecież można podsycać, ile się chce. Efekt jest taki, że o pobiciu muzułmanina w europejskim mieście będą media trąbiły na pierwszych stronach wołami, a o rzezi kolejnej grupy chrześcijan w jakiejś Nigerii – da się info maczkiem pod rubryką drobnych ogłoszeń. Bo to daleko, nie obchodzi nas... i to chrześcijanie, więc po co się spinać. Mają odpłatę za krucjaty. Takie rozumowanie w końcu zniszczy naszą cywilizację, z której tacy jesteśmy dumni. Żeby ją ocalić, należy religii przeciwstawić religię – niekoniecznie chrześcijańską, może być ateistyczną, ale zwartą i nieustępliwą. Gotowa do bezpardonowej walki o swoje wartości.
Zdejmijmy wreszcie z oczu końskie okulary. Czy nam się to podoba, czy nie, obecny kształt Europy jest dziedzictwem chrzescijańskim. Model muzułmański raczej by się nam nie spodobał, po co więc rządy i przeróżni oświeceni humaniści każą nam do niego dążyć? Czy wyznajemy religię katolicka czy protestancką, czy zgoła żadnej – nie chcielibyśmy chyba żyć pod jarzmem szariatu. A celem islamu nie jest istnienie samo w sobie, tylko nawracanie ogniem i mieczem, i w tej sprawie nic się nie zmieniło od czasów samego Mahometa. Integracja lub nawet pokojowe współistnienie jest nierealne, bo zabrania przez Koran, święta księga, z którą się nie dyskutuje. Podawanie tu jako przykładu naszych Tatarów mija się z celem. Są tak nieliczni, że musieli się przystosować, by przetrwać. Nie na darmo jeden z internetowych memów podaje, że póki muzułmanie są w jakimś społeczeństwie nieliczni, najgłośniej orędują za prawami mniejszosci. A gdy staną się gdzieś większością, wtedy mniejszość nie ma już nic do powiedzenia.
Obecne prawo Unii Europejskiej wręcz faworyzuje muzułmanów na niekorzyść chrześcijaństwa. Jeśli nie jest to celowe działanie, to mamy do czyniuenia ze zbiorowym szaleństwem. Tak czy inaczej, trzeba się obudzić, póki mamy jeszcze głowy na karkach. Nie nawołuję tu bynajmniej do masowego mordowania sług Allacha. To byłoby niegodne. Jest inne rozwiązanie, lepsze i skuteczniejsze. Jeśli muzułmanie domagają się praw islamu w europejskich krajach, należy po prostu pójść im na rękę i odesłać ich hurtem do krajó, w których to prawo obowiązuje. Nie będą wtedy musieli kalać swych oczu europejskimi rozwiązłymi obyczajami.
A my będziemy mieć wreszcie święty spokój i PKB wielu krajów też odetchnie z ulgą.
Luiza Dobrzyńska