Cieszę się, że urodziłem się w ostatnim 20-leciu PRL. Dorastałem w tamtej Polsce i dzięki temu pamiętam ją. Pamiętam rzeczy, które dziś – z perspektywy kolejnych dwudziestu paru lat – stają się miłymi wspomnieniami z dzieciństwa o gumie balonowej Donald, oranżadkach w proszku, magnetofonie Kasprzak, trzepaku, piaskownicy pod blokiem i o mleku pod drzwiami w butelkach ze srebrnym lub złotym kapslem.
Pamiętam też narastające wraz z wiekiem poczucie beznadziei – kartki, pustki w sklepach, kolejki po chińskie piórniki i pachnące gumki, załatwiane podręczniki, zeszyty spod lady i ciągłe poczucie, że nigdy nie będzie lepiej. Pamiętam tę szarość lat 80. Brud na ulicach, nierówne chodniki, smutnych ludzi taplających się na nieodśnieżonych ulicach, ciągle na coś czekających… taka była „ta nasza młodość, ten szczęsny czas”. Jeśli ktoś nie pamięta – niech sobie przypomni. Poczułem znów atmosferę tamtych lat, czytając relacje dziennikarskie z lektury akt TW „Bolka”. Czytając zawartość teczki z szafy Kiszczaka. Czuć tę beznadzieję. Te 1,5 tys. zł. 700… 500… i ta podkreślana przez esbeków gorliwość…
Cieszę się, że urodziłem się w latach 70. i nie musiałem dokonywać tych wyborów, przed którymi stawali moi rodzice, dziadkowie, sąsiedzi, nauczyciele… Nie wiem, czy pokusa „wygranej w totolotka”, która pozwoliłaby w tej beznadziei peerelowskiej trochę pożyć, odetchnąć, zrobić bliskim prezent, nie stałaby się silniejsza. I niech nikt mi nie mówi, że wie, jakby się zachował. Wiedzą tylko ci, którzy przez to piekło przeszli.
Żyją wśród nas. Ci, którzy nigdy nie dali się złamać. I ci, którzy się wtedy poddali. Nie wytrzymali. Wiedzą, jak to boli, ci, którzy za wszelką cenę chcieli i chcą zapomnieć, nie pamiętać. Boją się do dziś. Także ci, którzy swoją historię po 1989 r. zaczęli pisać od nowa. I liczyli, liczą nadal na to, że nikt nigdy się nie dowie o ich strasznej tajemnicy. Próbuję ich zrozumieć – poniekąd usprawiedliwić. Bo pamiętam tamten świat. Tamtą beznadzieję.
Nie potrafię zrozumieć tylko tych, którzy wciąż zaprzeczają, gdy wszystkie karty leżą na stole. Szkoda, bo mogliby stać się bohaterami polskich losów. Właśnie tych losów, które opisane zostały w pożółkłych, brudnych teczkach esbecji. Bo taka była Polska Rzeczpospolita Ludowa, w której ja szczęśliwie tylko dorastałem.
Maciej Wośko
Redaktor Naczelny