W tym roku świętujemy 1050 lecie Chrztu Polski. Jednak jak było naprawdę z przyjęciem Chrześcijaństwa przez Mieszka I-go? Jak wyglądała ówczesna polityka? Kim była Dobrawa? Co wiemy o opozycji pogańskiej? O tym rozmawiamy z autorem popularnych powieści historycznych i znawcą epoki - Rafałem Dębskim.
Wprawdzie napisałem powieść „Kiedy Bóg zasypia”, którą zapełniłem bogami i duchami z demonologii słowiańskiej, lecz niewiele w tym wszystkim jest naszych rodzimych idoli. Brałem je ze wschodu i południa, bo tam się zachowały.
Dlatego nie wydaje mi się, żeby pod względem religijnym nasza część Słowiańszczyzny specjalnie kwitła. Mam wrażenie, że nasi przodkowie mieli dość obojętny stosunek do wszelakich obrządków, podobnie zresztą jak większość polskich chrześcijan dzisiaj. Czy to źle? A to już zależy od punktu widzenia. Moim zdaniem nie. Wszelka nadgorliwość prowadzi do następstw opłakanych, więc może sławna polska tolerancja religijna brała się z naszych genów? Z tej łagodności doktrynalnej, jaką naród zyskuje dzięki łagodnemu właśnie podejściu do wierzeń? Wydaje mi się, że polskie chrześcijaństwo jest przesiąknięte właśnie takim luźnym podejściem naszych przodków. Dlatego pewnie obeszło się również bez wielkich burz. Wprawdzie w latach trzydziestych jedenastego wieku nastąpiła reakcja pogańska, ale – po pierwsze – trwała krótko, a po drugie – istnieją uzasadnione wątpliwości, czy miała jakiś poważny związek z religią. Raczej chodziło o sprawy ekonomiczne, o zbyt wysokie podatki i ograniczenie samowoli możnowładców. Oczywiście, nie był to zryw ludowy w stylu Janosika z peerelu albo wydumanego enerdowca Stilpnera z Gór. Bo o komunizmie, szczęśliwie, nikt wtedy nie słyszał.
Z kolei na ziemiach ruskich reakcja pogańska trwała sto lat z okładem. I tam faktycznie była to wojna starego porządku z nowym w o wiele większym stopniu.
Polacy, wbrew temu, co się o nas zwykło opowiadać, są bardzo pragmatyczni. Nie na darmo jeden z komendantów obozów jenieckich podczas drugiej wojny światowej ostrzegał nowy „mannschaft” strażników, przybyłych na służbę: „I uważajcie na Polaków. Bo Polak, jeśli go zamknąć nagiego pod kloszem, po dwóch tygodniach będzie ubrany, umeblowany i będzie pędził bimber”. Łaskawie nie dodał „i wam ten bimber zacznie sprzedawać”. Z drugiej strony, jesteśmy en masse urodzonymi wojownikami, co doceniał jak nikt inny mój ulubiony Napoleon Bonaparte. Wedle niego jeden polski żołnierz był wart co najmniej dwóch francuskich i pięciu rosyjskich, pruskich czy austriackich. A może nawet dziesięciu… Kto jak kto, ale Cesarz wiedział, co mówi.
Taki to już z nas ludek ciekawy. Z jednej strony mawiamy „Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna”, a z drugiej „Polska Winkelriedem narodów”. Która z tych twarzy jest prawdziwa?
Obie!
Dzięki temu byliśmy, jesteśmy i będziemy. Bo takich wariatów we wszechświecie trzeba by ze świecą jonową szukać.
Czy faktycznie było tak, iż Mieszko "uległ modzie" na chrzest jak chcą niektórzy krytycy tej decyzji? Przecież naszymi sąsiadami były plemiona i ludy, które jeszcze długo pozostawały pogańskie.
I co z tych ludów zostało? Słowianie Połabscy – tylko wspomnienie. Podobnie Pomorzanie czy Prusowie. Litwinów uratowała przed zagładą unia z Polską i chrzest.
A chrzest dla Polski był koniecznością, co zawsze powtarzam. Inaczej państwo by nie przetrwało. Niektórzy dzisiaj porównują rok 966 z wejściem do Unii Europejskiej. Bzdura! Bez UE jakoś byśmy sobie poradzili. Gorzej lub lepiej, ale Polska by nie upadła. Tym bardziej że przecież ledwie tam weszliśmy, zaczął się ogólnoświatowy kryzys, a zaraz potem kryzys samej Unii. Przyjęcie chrześcijaństwa stanowiło zmianę zasad funkcjonowania państwa. Mieszko musiał się pogodzić z faktem, że „władza od Boga pochodzi”, że jest pierwszym w swojej dziedzinie, lecz wcale nie pierwszym na świecie. I to świadczy o jego wielkości. Bawią mnie spekulacje, że gdybyśmy przyjęli chrzest ze Wschodu, Polski by już nie było, stalibyśmy się częścią Rosji. Piramidalne. Wystarczy porównać sobie modus operandi Piastów i Rurykowiczów, energię tych dwóch rodów. To jak wyścig tygrysa z jeżem. Piastowie mieli wizję państwa, Rurykowicze mieli wizję sprawowania i utrzymania władzy. Mieszko z synem i wnukiem wciągnęliby ich lewą dziurką nosa w bezpośrednim starciu. Przecież już po wielkim kryzysie państwa Bolesław Szczodry pokazał, co znaczy w istocie rzeczy nasz wschodni sąsiad. Moim skromnym zdaniem, to nie Polska by była częścią Rosji, ale… No właśnie. Tylko nie wiem, czy bym tego pragnął, czy podobałaby mi się taka wschodnioeuropejska, a wręcz azjatycka Polska. Osobiście wolę chrześcijaństwo w wydaniu zachodnim i układ państwa również oparty na takich zasadach. Twórcy państwa polskiego też chyba to właśnie doceniali. Mieszko był wizjonerem. Twardym, zdecydowanym politykiem, który dokładnie wiedział, czego chce.
CIĄG DALSZY NA NASTĘPNEJ STRONIE --->3