W 2017 r. coraz lepiej mieć się będą autokraci, a nawet zbrodniczy dyktatorzy. Rządy demokratycznych krajów niemal całkowicie porzucą politykę upominania się o „prawa człowieka”. Poza tym czeka nas powrót do ekonomii liberalnej – pisze w najnowszym noworocznym numerze tygodnika „wSieci” Jan Rokita.
Doświadczony polityk podejmuje próbę analizy tego, w jakim kierunku będzie zmierzał świat w nadchodzącym roku.
W światowej polityce rok 2017 zacznie się nerwowym wyczekiwaniem na pierwsze faktyczne (a nie tylko zapowiadane) ruchy prezydenta Donalda Trumpa i jego ekipy, złożonej z bankierów, nafciarzy i generałów. Największe znaczenie mieć będą wielce prawdopodobne zmiany polityki amerykańskiej w Azji oraz na Bliskim Wschodzie. Tymczasem gra, jaką w obu tych newralgicznych punktach dzisiejszego świata zamierza podjąć Trump, nie jest na razie jasna. Jeśli rzeczywiście wycofa Amerykę z umowy TPP (o transpacyficznym wolnym handlu), której nieskrywanym celem było ograniczenie ekspansji handlowej Chin w Azji, w Pekinie krok taki zostanie przyjęty z satysfakcją – pisze Rokita.
Tyle tylko, że jak zauważa publicysta „wSieci” deklarowane cele Trumpa są zupełnie sprzeczne z tym założeniem. Podczas kampanii wyborczej miliarder często powtarzał, że będzie dążył do ograniczenia chińskiej nadwyżki w handlu z USA, ponieważ taki jest interes amerykańskiego przemysłu.
Sprzeczne dążenia będą także miotać amerykańską polityką na Bliskim Wschodzie. Jeśli Trump chce wypowiedzieć „antyatomowy układ” z Iranem (którego Persowie nie przestrzegają), do czego jest mocno popychany przez liderów republikanów na Kapitolu, Ameryka wejdzie nie tylko w ostry spór z Moskwą, coraz bardziej zaprzyjaźnioną z szyickimi ajatollahami, lecz także z Berlinem, gdzie ów układ traktowany jest jako część planu „cywilizowania” perskiej polityki. Jednak z taką strategią koliduje inny plan ekipy Trumpa, chcącej doprowadzić do rozbicia ISIS rękami Moskwy i wojsk jej aliantów: Damaszku i Teheranu, a w konsekwencji do podziału Syrii oraz Iraku na faktyczne strefy wpływów mocarstw. Tylko jakaś koronkowa robota dyplomatyczna mogłaby sprawić, że Ameryka potrafiłaby jednocześnie wcielać w życie obie te strategie, ale w nowej ekipie nie widać chytrych lisów na miarę Henry’ego Kissingera. Świat więc będzie śledzić w napięciu, na co naprawdę zdecyduje się ekipa Trumpa: czy zacznie od otwartego konfliktu z Teheranem, czy od porozumienia z Rosją ws. podziału Syrii. – analizuje publicysta i dodaje, że powrót do ostrego konfliktu USA ze światem szyickim leży w polskim interesie, radykalnie bowiem ograniczyłby pole geopolitycznej gry prowadzonej przez Putina.
W swojej analizie Jan Rokita sporo uwagi poświęca również Europie. Komentator sugeruje, że zbliżający się rok upłynie pod znakiem zwycięstw partii eurosceptycznych.
Europę Zachodnią będą w 2017 r. elektryzować z jednej strony nieuniknione kolejne islamskie zamachy terrorystyczne, z drugiej – postępy trójki coraz bardziej wpływowych prawicowych liderów (a raczej głównie liderek), postulujących walkę z imigracją oraz likwidację Unii Europejskiej. Trójkę tę tworzą: Holender Geert Wilders, Francuzka Marine Le Pen i Niemka Frauke Petry. W mediach i polityce głównego nurtu te trzy postaci będą przedstawiane iście jako wysłannicy piekieł, i to tym bardziej, im bliżej będzie do terminu wyborów powszechnych w Holandii (marzec), Francji (maj) i Niemczech (wrzesień). Cała trójka zmierza do zasadniczej odmiany stosunków politycznych w Europie i opowiada się za powrotem kontynentu do dawnego modelu „suwerenności narodowej”, nie znaczy to jednak, by kierowane przez nich partie zagrażały swobodom obywatelskim albo demokracji politycznej – podsumowuje autor analizy.
O tym, co jeszcze czeka nas w światowej polityce w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”. Już 27 grudnia, także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.