To przedstawienie złych ludzi dla innych złych ludzi. Bluźniące i zachęcające do przekraczania granic człowieczeństwa. Owoc kalkulacji, a jednak kojarzący się z opętaniem – pisze Piotr Zaremba w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”, opisując Klątwę” Olivera Frljicia.
Redaktor Piotr Zaremba tłumaczy jakie były jego motywacje do zapoznania się z prowokacją artystyczną Olivier Frljicia:
Poszedłem do Teatru Powszechnego na „Klątwę” Olivera Frljicia (bo przecież nie Stanisława Wyspiańskiego, z którego zostało może kilkadziesiąt zdań). Dlaczego? Bo w debacie o inscenizacji pada wciąż jako przesądzający argument: „Nie widzieliście, a krytykujecie”. Bo pisząc taki tekst, powinienem znać szczegóły tego, do czego się odnoszę. Bo wreszcie jestem amatorskim recenzentem całego współczesnego teatru polskiego. A to przedstawienie to istotny składnik tego teatru. Owszem, patologiczny, ale jak oceniać całość, nie poznając patologii, która jest na dokładkę wykwitem szerszego zjawiska.
Dziennikarz opisuje fragmenty tego skandalicznego przedstawienia:
W jednej z pierwszych scen jedna z aktorek drapie się krzyżem między nogami. Potem na scenę wjeżdża rzeźba Jana Pawła II z odsłoniętym długim penisem (przykro mi, że muszę coś takiego opisywać, ale żąda się od nas dowodów). Aktorka Julia Wyszyńska podchodzi i długo ssie tego penisa
– czytamy w tekście.
Autor podejmuje się oceny bulwersującej sztuki:
Tych, którzy wciąż nie są pewni, zapewniam zresztą: żadnego kontekstu artystycznego nie ma. To luźny zbiór scenek, można by rzec: skeczy. Nic w tym strumieniu świadomości nie wynika z niczego, nie dowiemy się np., jaki związek z owym ssaniem ma oskarżanie Kościoła o osłanianie pedofilów (pani aktorka jest z pewnością pełnoletnia). Sceny płyną w poetyce wszechogarniającego bluzgu. Raz postaci wykonują ruchy frykcyjne z okrzykiem „Polska” na ustach, innym razem symulują seks z księdzem. Przedstawienie wieńczy ścięcie wielkiego drewnianego krzyża piłą mechaniczną
– pisze Piotr Zaremba.
Nie sposób, zdaniem recenzenta, uniknąć niemalże religijnej konotacji całego spektaklu:
Ja, kiedy patrzyłem na tych ludzi miotających się na scenie, miałem nieprzyjemne skojarzenia. Jakie? Tak, film „Egzorcysta”. Dziewczynka grana przez Lindę Blair podczas przyjęcia swojej matki robi pod siebie. To coś podobnego. Amok. Polskość i katolicyzm działają na tych ludzi jak hostia na opętanych. Zaczynają wrzeszczeć, wyć, zapluwać się. W kilku momentach wprawdzie sami zapewniają, że tylko grają, ale to jednak coś więcej.
Więcej o sztuce i teatrze w najnowszym numerze tygodnika „wSieci”, dostępnym w sprzedaży od 27 lutego, także w formie e-wydania na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.