Miroslav Žamboch jest jednym z najpopularniejszych czeskich pisarzy na polskim rynku. Tygodnikowi "ABC" opowiada o brutalności w literaturze, planach na przyszłość i kreowaniu świata jako wielkiej mapy z białymi plamami.
Arkady Saulski: W Polsce premierę ma właśnie Pana kolejna książka - zdecydowanie jest Pan jednym z najpopularniejszych autorów zagranicznych w naszym kraju. Czy bywa Pan w Polsce? A jeśli tak to jak postrzega Pan polskich czytelników? Co sprawia, że Państwa literatura tak do nas przemawia?
Miroslav Žamboch: Lubię u was bywać, ale nie jestem tu tak często, jak bym chciał. Chodzi przede wszystkim o czas, nie jestem pisarzem na pełen etat, muszę chodzić do pracy. Weekend spędzony na spotkaniu z fanami oznacza, że nie jestem w domu z rodziną. Polscy czytelnicy są aktywniejsi, chodzą na spotkania ze swoimi ulubionymi autorami. Lubię je, ponieważ to dla mnie przyjemność, okazja do nawiązania dialogu. Powiedziałbym, że czescy czytelnicy są bardziej zdystansowani. Nie uczestniczymy w spotkaniach tak często, jak kiedyś, zastąpili nas gracze, zwolennicy cosplay'ów i inni miłośnicy fantastyki. Co natomiast sprawia, że moja literatura do was przemawia? Nie mam poczucia, że jestem szczególnie popularny, zrobił mi Pan przyjemność.
Przyznam, że sam jestem pasjonatem Pana literatury od premiery "Sierżanta" kilkanaście lat temu. Śledzę też losy Koniasza, Bakly'ego i pozostałych bohaterów Pana uniwersum fantasy - stąd moje pytanie: z każdą powieścią ujawnia Pan pewien wycinek tego świata. Czy nie myślał Pan o stworzeniu jakiegoś szerszego atlasu tego uniwersum, opisu jego geografii, historii, polityki?
Myślałem. Przez kilka lat na mojej ścianie wisiała konturowa mapa świata, ale przez cały ten czas prawie nic na niej nie narysowałem. Później pomagali mi fani, ale nie doprowadziłem sprawy do końca. Byłoby warto, łącznie z poprawieniem błędów, ale nie mam wystarczająco dużo czasu. I właściwie zaczyna mi odpowiadać to, że mam w tym uniwersum wiele pustych miejsc, które mogę dowolnie, w odpowiednim momencie wypełnić.
Eksperymentuje Pan też z innymi konwencjami - Science Fiction czy sensacją, jednak wszystkie książki łączą dwie rzeczy - dynamika wydarzeń oraz ostre, brutalne opisy starć. Czy zetknął się Pan kiedyś z krytyką pod adresem tych aspektów? Może ktoś postulował by "złagodził" Pan swoje opisy, starcia?
Nie przypominam sobie, ale z pewnością nie spełniłbym takich wymagań. Brutalność w moich książkach nie jest bezcelowa i nie bierze się znikąd, jest istotna dla fabuły, nastroju, atmosfery. Wybicie komuś zębów nie jest niczym miłym. Nie podoba mi się obecne, hiper-przyzwoite podejście. Proszę spojrzeć na filmy akcji z lat 80. i porównać je ze współczesnymi. Różnica jest ogromna. To jednak nie dotyczy moich powieści.
Nie mogę się powstrzymać od pytania - co dalej z Koniaszem? W Polsce znamy jego losy mniej więcej do "Wilka Samotnika". Czy jest szansa na ciąg dalszy tej sagi?
Mam to w planach, ale to skomplikowane. W świecie Koniasza zanosi się na wielką wojnę, a nie wiem jeszcze jak ją opisać nie tracąc z pola widzenia kwestii najważniejszej – indywidualnej historii. Czy w Polsce została wydana nowela „Koniec wilka samotnika”? Zaczyna się od momentu, w którym kończy się „Wilk samotnik” i przenosi go o krok dalej na jego życiowej drodze. Właściwie istnieje jeszcze jedna powieść, z dalszej przeszłości, nazywa się chyba „Długa droga do domu”.
Znany jest Pan z tego, iż nie tylko tworzy Pan literaturę w której daje Pan "wycisk" swoim bohaterom ale też i sam nie stroni od sportów ekstremalnych - jak dyscypliny, które Pan uprawia wpływają na sposób tworzenia Pańskiej literatury?
To stare dzieje, obecnie czasami pójdę pobiegać albo poćwiczyć. Niektóre rzeczy pozostają jednak w pamięci - kiedy przeciwnik przydusi cię w walce, nie zapomnisz tego. Albo kiedy ty przydusisz swojego przeciwnika. Doświadczenia takie jak przebiegnięcie maratonu bez przygotowania pomagają później pisać o tego rodzaju sprawach.
Na sam koniec pozwolę sobie zapytać - czy sam chciałby Pan zamieszkać w którymś ze swoich fantastycznych światów? Jeśli tak to kim by Pan wtedy w nim był? Poszukiwaczem przygód jak Koniasz czy może, podobnie jak teraz - kronikarzem jego przygód?
Chciałbym być oczywiście jednym ze swoich bohaterów, inaczej nie pisał bym o nich (śmiech).
Rozmawiał Arkady Saulski.