Dwa główne problemy użytkowników smartfonów to zbyt mała pamięć wewnętrzna i zbyt krótko działająca bateria. Kłopoty mają nie tylko osoby, które kupiły tanie produkty wątpliwej jakości, ale także te, które na flagowe modele wydały ponad 2,5- 3 tys. zł.
Nie inwestując w karty pamięci, niewiele można poradzić na niedobory pamięci wewnętrznej (głównym rozwiązaniem jest odinstalowanie części aplikacji). Jednak już z krótkim czasem działania na jednym ładowaniu można sobie poradzić zupełnie bezkosztowo, opanowując kilka zasad przyspieszających proces ładowania i kontrolując zużycie prądu przez telefon.
Jednym z największych pożeraczy energii jest aplikacja Google Maps, domyślnie instalowana na wszystkich telefonach z Androidem. Potrafi być prawdziwym utrapieniem dla długości działania baterii. Możecie nawet nie zdawać sobie sprawy, jak dużo energii zużywa, po prostu działając w tle - nawet kiedy jej nie używacie. Jeżeli korzystacie z Google Maps tylko raz na jakiś czas, rozsądne może być nawet jeżeli nie wyłączenie aplikacji, to przynajmniej znaczące ograniczenie tego, co wykonuje, gdy jej nie używamy. Google Maps jest aplikacją systemową Androida, więc całkowite jej usunięcie z telefonu nie jest możliwe. Ale można skonfigurować ją tak, by nie pozostała niczym więcej niż ikonką na liście programów. Wystarczy wejść w Ustawienia, przejść do opcji Aplikacji i po odnalezieniu na liście Google Maps kliknąć Wyłącz, a jeśli nie zdecydujemy się na takie radykalne rozwiązanie, możemy wyłączyć przynajmniej odbiornik sygnału GPS w swoim telefonie.
Bardzo dużo energii zużywa również ekran. Istnieje jednak kilka prostych sposobów, żeby to ograniczyć. W tym celu należy udać się do ustawień wyświetlacza, a dokładnie - opcji poziomu jasności panelu. Warto wiedzieć, że im ekran jest jaśniejszy, tym więcej prądu pobiera. Tutaj warto korzystać z automatycznej regulacji. W tym trybie, dzięki wbudowanemu czujnikowi światła, telefon sam dostosuje jasność ekranu do warunków oświetlenia - im ciemniej w pomieszczeniu lub na zewnątrz, tym słabiej będzie podświetlany panel. Można również wybrać stałą odpowiadającą nam jasność wyświetlacza. Jeśli będzie on dość mocno przyciemniony, zużycie energii będzie wyraźnie niższe.
Nie bez znaczenia pozostają ustawienia automatycznej blokady ekranu. Stosunkowo krótki czas bezczynności, np. 10-20 sekund, po którym telefon przejdzie w tryb czuwania, przyniesie dobre efekty. A teraz kilka słów o tym, jak szybko i skutecznie ładować telefon.
Najnowsze smartfony mają funkcję szybkiego ładowania, dzięki której można je wypełnić do 100 procent nawet w mniej niż godzinę. Ale ładowanie starszych urządzeń też można trochę przyspieszyć. Pierwszą metodą jest włączenie trybu offline (tryb samolotowy). Dzięki temu telefon nie będzie zużywał baterii do łączenia się z siecią GSM, internetem, Wi-Fi, Bluetoothem czy GPS-em. Ale – co oczywiste - w trybie offline nie będziemy otrzymywać SMS-ów ani połączeń, więc pamiętajmy, aby po skończonym ładowaniu przełączyć go z powrotem do normalnego trybu.
Jeśli zależy nam na szybkim ładowaniu, używajmy ładowarki sieciowej (podłączanej do gniazdka). Często ładujemy telefony, podpinając je do komputera lub laptopa. Chociaż taki sposób jest wygodny, jednak zdecydowanie wolniejszy. Port USB 2.0 w komputerze oferuje jedynie 2,5 W mocy, a w przypadku ładowarki sieciowej jest to zazwyczaj około 5 W. W przypadku iPhone’ów, do ich ładowania można bezpiecznie użyć zasilacza do iPadów o mocy 10 W lub 12 W. Dzięki temu bateria telefonu wypełni się szybciej.
Należy również unikać rozładowywania smartfonów do "zera" w trakcie normalnego codziennego użytkowania. Największym mitem jest tzw. "formatowanie baterii" (prawidłowo: formowanie ) i "efekt pamięci". Wielu z nas sądzi, że jeśli rozładuje się baterię do 60 proc., po czym naładuje do pełna, ogniwa zapamiętają ten stan i od tej pory akumulator będzie udostępniał jedynie 60 proc. swojej pojemności, a pozostałych 40 proc. nie da się już wykorzystać. Jest to tak zwany "efekt pamięci", który rzeczywiście istnieje, ale w starych typach baterii (niklowo-kadmowych, NiCd), których nie znajdziemy w smartfonach - od roku 2009 na terenie całej Unii Europejskiej zakazano wprowadzania tego typu akumulatorów w większości urządzeń. Obecnie najpopularniejsze są baterie litowo-jonowe i litowo-polimerowe. Tych na bazie litu nie dotyczy efekt pamięci. Co więcej, jeśli są one sukcesywnie rozładowywane do poziomu 0 proc., mogą ulec uszkodzeniu. Tak więc sugerowane kiedyś przez konsultantów "formatowanie baterii", czyli po uruchomieniu telefonu rozładowanie go do zera, a następnie naładowanie do 100 proc. jest błędem. Baterie litowe nie powinny bowiem w ogóle być całkowicie rozładowywane. Smartfony wyposażone są w mechanizm, który nie pozwala opróżnić zapasu energii całkowicie - zostawia jej niewielką ilość i wyłączają się przed czasem (mimo, że wyświetlacz pokazuje 0 procent). Nie powinniśmy jednak zdawać się tylko na to zabezpieczenie. Według licznych testów, jeśli po nieznacznym rozładowaniu podepniemy smartfona do sieci na niedługi czas, jego bateria przyjmie więcej cykli ładowania w przyszłości. Oznacza to wprost wyższą trwałość akumulatora i jego dłuższą pracę.
Warto również wiedzieć, że wysokie i niskie temperatury szkodzą bateriom. Optymalna temperatura dla akumulatorów litowo-jonowych to 20-25 stopni Celsjusza. Przy temperaturach wyższych i niższych jedna z warstw baterii ulega uszkodzeniu. W gorące dni, wylegując się na plaży, najlepiej zasłonić telefon gazetą albo schować do plecaka czy torebki. Nie wolno też zostawiać go w nagrzanym samochodzie, gdzie temperatura bardzo szybko rośnie do zakresów zagrażających i ludziom i smartfonom. Zimą warto natomiast używać pokrowców, które zmniejszą wpływ ujemnych temperatur.
mista / mm