Nie ma emocji, nie ma tłoku. Przerzedziły się tłumy celebrytów popierających Bronisława Komorowskiego. A i ci, którzy na niego głosują, robią to z przyzwyczajenia.
Z nieznanych przyczyn Amerykanie za symbol szpetoty uważają żółtego psa. Ukuli też pojęcie „yellow dog democracts”, czyli wyborców z Południa USA tak nienawidzących republikanów, że gotowych głosować na każdego, nawet żółtego psa, jeśli tylko jest kandydatem demokratów.
Nasze „żółte psy Platformy” dotychczas miały się dobrze. Wyuczone, że ich kandydat musi być wykształcony, elegancki i obyty, bez trudu łykały bigosującego i mocno swojskiego wąsacza od kaszalotów. Łykały tym łatwiej, że popierany był on przez tabuny artystów, sportowców czy fryzjerów tańczących z gwiazdami.
Coś jednak się zmieniło. Dziś bardziej niż wiadomości o kolejnym zastępie serialowych gwiazdeczek gotowych zakochać się w wirtualnych wąsach głowy państwa ekscytują codzienne doniesienia o dezercjach ze świata ludzi rozsądnych. Czy to wielki Pudzian, czy niegrzeczny Liroy czy wreszcie ultragrzeczna gospodyni Dykiel Bożena – wszyscy deklarują, że nie gustują w Komorowskim. Nie przeceniam znaczenia tych gestów, wciąż przecież odosobnionych, widać jednak wyraźnie, że zmienił się klimat. Jeszcze pięć lat temu popieranie Komorowskiego było czymś więcej niż gestem politycznym. Było aktem wiary, dowodem na przynależność do cywilizacji białego człowieka, jak wybielanie zębów, prostowanie włosów czy zmiana opon na zimowe.
A teraz co, czar prysł? Hm, może po prostu dotychczas strach przed groźnym, czwórgłowym Kaczafim starczał za wszystkie argumenty. Uciekali przed nim z wrzaskiem starzy i młodzi, pierzchały dziewice i te niekoniecznie, aż tu pech. Pech ma na imię Duda. Nim straszyć się nie da, sam wygląda jak ukochany wnuk babci piekącej jabłecznik i dziadka legionisty.
Dlaczego więc poparcie dla obecnego prezydenta wciąż jest tak duże? Ano twardzi wyborcy PO głosują na Komorowskiego trochę z rozpędu. Nie z miłości, namiętności – bo też trudno, by takie emocje rozpalał wuj narodu znany z opowiadania na imieninach u cioci Ewy sprośnych dowcipów i przysypiający na niedzielnych kazaniach proboszcza Sowy – a z nawyku.
I to może wystarczyć do zwycięstwa. Trochę jednak głupio, że prezydent jest dla Platformy kimś w rodzaju żółtego psa, prawda?