Charamsa przygotował huczny coming out, którym obdzielił nas – czy tego chcieliśmy, czy nie. Do swojej historii dopisał martyrologiczną opowieść doprawioną rzekomą chęcią zmiany skostniałej i nienowoczesnej instytucji.
Rozmowy przy rodzinnych stołach w wielu domach zdominował w mijającym tygodniu występ pewnego księdza z Watykanu. Występ niemal teatralny, zaplanowany z precyzją dobrego „pijarowca” i rozpisany niczym w serialowym scenariuszu prosto z brazylijskiej telewizji.
I celowo nie używam sformułowania „manifest”, którego zapewne główny aktor spodziewał się i pożądał od mediów (a niektóre dały się nabrać). Ksiądz postanowił ogłosić światu, że nie dotrzymał złożonych obietnic i złamał zobowiązanie, którego się podjął. Rzeczą wtórną dla wielu, z czym się zgadzam, jest fakt, że zdradził zasady, którym samodzielnie i odpowiedzialnie wierność ślubował z niejakim Eduardo, tej samej płci. To jednak właśnie z homoseksualnego związku ksiądz Charamsa zrobił show.
I stał się bohaterem medialnego serialu - celebrytą, o którym po kilku dniach możemy przeczytać jedynie, że zamierza zamieszkać w Barcelonie. Zakładam, że niedługo dowiemy się w jakich koszulkach chadza do ogrodu i co poleca na śniadanie. „Miał szansę zostać biskupem, a wybrał miłość” – czytam na jednym z portali. A ja mówię - mógł zostać biskupem, a złamał zasady i zrobił z tego idiotyczny spektakl. Gdyby wybrał miłość, usunąłby się raczej po cichu, bez rozgłosu, przeprosił tych, którzy mu zaufali, że nie potrafił dotrzymać danego słowa i żył ze swym wybrankiem długo i szczęśliwie.
Tymczasem Charamsa przygotował huczny coming out, którym obdzielił nas – czy tego chcieliśmy, czy nie. Do swojej historii dopisał martyrologiczną opowieść doprawioną rzekomą chęcią zmiany skostniałej i nienowoczesnej instytucji. Co wygrał? Nie potrafię dziś znaleźć pozytywnych skutków tego hałasu. Nawet środowiska LGBT płaczą, że zepsuł im spory kawałek roboty nad niechętnym „innościom” i zmianom społeczeństwem. Kościół trwa w swych fasadach i wybryk księdza-geja ich nie skruszy, o czym słychać w relacjach z trwającego w Watykanie synodu o rodzinie. „Nie wydarzy się to, że Kościół ogłosi że grzech nie jest grzechem albo że sakramentalność małżeństwa nie jest ważna czy że prawdziwe małżeństwo może być inne niż pomiędzy mężczyzną i kobietą. Takich zmian nie będzie.” – mówił polski audytor na synodzie, Jacek Pulikowski w rozmowie z dziennikarzami.
Ksiądz Charamsa niczego nie zbudował. No może poza rozpoznawalnością, z której skorzystać teraz może na łamach czasopism z poradami dla turystów w Barcelonie.
Maciej Wośko