Brzydzę się hejtem. Żeby było jasne – bez względu na partyjny kolor czy światopogląd hejtera. Wśród znajomych uchodzę raczej za osobę unikającą skrajnych emocji. Jeśli się mylę – tym bardziej przepraszam tych, którym dowaliłem zbyt wprost i bez ogródek, tak że poczuli się z tym źle. Są jednak sytuacje, gdy obrzydzenie ustępuje miejsca bezsilnej wściekłości. Z tej bezsilności właśnie rodzi się radosna i dająca ulgę myśl. Dowalę im w komentarzu. Bez pardonu. Bez trzymanki. Bez hamulców. Na Twitterze. Na Facebooku. Dam im popalić...
Kim są „oni”? Zaczynając od własnego podwórka - czasem urzędnikami odpowiedzialnymi za wywóz śmieci, że nie przypomnieli o zmianie harmonogramu odbioru segregowanych plastików, szkieł i kartonów po świąteczno-noworocznym weekendzie. Czasem hejt trafia na „boguduchawinne” telefonistki, zachęcające mnie do wzięcia udziału w prezentacji cudownych poduszek. Bywa, że „onymi” są odpowiedzialni za brak automatu do sprzedaży biletów na tramwaj albo „kanar”, który doprowadza 12-letnią „gapowiczkę” śpieszącą się na zajęcia do płaczu… Od „nich” coś zależy. Od ich pracy zależy to, na czym i nam zależy. I szlag mnie trafia, że swojej roboty nie wykonują należycie. Nawet się barany nie starają. Banda darmozjadów zajmujących nasz cenny czas. Złodzieje, którzy zwyczajnie nasz czas kradną. Bandyci… - no proszę, poszło jak po maśle. Lajtowo…
Język hejtu jest łatwy. Hejt wchodzi w krew, pozwala odetchnąć, prawda? Nawet jeśli z początku jest kłopotliwy, bawi po jakimś czasie. Daje tlen do kolejnych oddechów. Wie już o tym Tomasz „Twitter cała dobę” Lis. Wie o tym Roman „apel na Facebooku” Giertych. Wie Janusz „KOD” Onyszkiewicz. Wie Henryka „emerytura specjalna” Krzywonos. Wie Jarosław „ban albo wycisz” Kuźniar. I wielu innych.
Warto jednak zwrócić uwagę na pewną cechę wspólną hejterów. Uwielbiają odwracać kota ogonem (tak, oczywiście – „Tego Kota”). To oni są przecież przedmiotem nienawiści, sławnymi gwiazdami niesłusznie atakowanymi przez „nienawistników” i opluwanymi w społecznościach „biedaczyskami”, broniącymi się przed falą chamstwa i oszczerczego bełkotu, zagonionymi w ciemny zaułek ofiarami internetowej sekty smoleńskiej, bojówek „Kaczystanu” i antyeuropejskiego motłochu z „tego kraju”… - no proszę, poszło jak po maśle. Czas teraz na akcję „Hejt stop!”.
Maciej Wośko
Redaktor Naczelny