Świst kul nad głowami. Bomby spadające na szkoły. Krew strumieniami spływająca po ulicach. Łzy zalewające twarze dzieci patrzących na śmierć swoich bliskich. Tak wygląda syryjska codzienność wypełniona cierpieniem milionów najmłodszych ofiar wojny, o których świat zdaje się zapominać.
1 tysięcy maluchów zginęło w wojnie domowej w Syrii. 2 miliony dzieci w obawie przed śmiertelnym niebezpieczeństwem musiało opuścić swój kraj
Piekło dzieci wojny
Grudzień 2014 roku. Turecki fotoreporter Osman Sağırlı w obozie dla uchodźców w Atmen spotyka dziewczynkę o twarzy aniołka. Staje przed nią, by zrobić jej zdjęcie. Wtedy przerażona czterolatka zastyga. Po chwili podnosi ręce i zagryza zęby. Poddaje się, a jej oczy błagają o litość. Adi Hudea (4l.) bała się, że skierowany w jej stronę obiektyw aparatu to broń, z której zostanie zamordowana. Przerażony wzrok maleństwa błagającego o litość, uwieczniony na zdjęciu, które w ostatnich miesiącach obiegło świat, stał się symbolem bezsensu syryjskiej wojny.
Ale to, jak bardzo Adi była przerażona, Sağırlı uświadomił sobie, gdy zobaczył swoje zdjęcie na komputerze. - W obozach znajduje się wiele osób, ale o ich cierpieniu przekonujemy się, patrząc nie na dorosłych, lecz na dzieci. Przecież to właśnie dzieci poprzez swoją niewinność pokazują swoje uczucia - powiedział fotograf.
Walka o przetrwanie
Czteroletnia Syryjka pokazała, jakie piętno odcisnęła wojna na jej psychice. Cała historia dziewczynki jest przerażająca. W 2012 roku, w masakrze prowincji Hama przeprowadzonej przez siły rządowe, zginął jej tata. Wtedy matka postanowiła z roczną wówczas Adi i trójką jej rodzeństwa uciec z owładniętego wojną terenu. Tak trafiła do oddalonego o 150 kilometrów od domu obozu dla uchodźców, w którym na pewno przebywała do grudnia ubiegłego roku. Co z rodziną znanej ze zdjęcia czterolatki dzieje się teraz, tak naprawdę nie wiadomo. Według brytyjskich dziennikarzy dziewczynka i jej bliscy mogli trafić w ręce terrorystów po tym, jak zdecydowali się opuścić obóz.
Szkoły spływają krwią
Wstrząsająca historia czterolatki, która dzięki jednej fotografii od tygodni krąży w sieci, skupiła uwagę na makabrycznej sytuacji dzieci wojny. Czyli, jak szacuje UNICEF, 14 milionach małych mieszkańców Syrii i Iraku, i dziesiątkach tysięcy ofiar konfliktów zbrojnych rozgrywających się na całym Bliskim Wschodzie. Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że w samej Syrii od początku wojny zginęło 11 tysięcy maluchów. A aż dwa miliony dzieci, także sierot, zostało skazanych na życie na uchodźstwie. Ale dramat dzieci wojny to nie tylko koszmar życia na wygnaniu. To przede wszystkim walka o przetrwanie pod ciągłym obstrzałem. Walka o możliwość nauki w szkołach, na które regularnie spadają bomby. Tylko w 2014 roku zarejestrowano 68 ataków na wypełnione dziećmi szkoły. Moździerze kierowane w miejsca, w których uczą się najmłodsi, stały się w Syrii makabryczną normą.
Kraj w rękach terrorystów
Krwawy konflikt w Syrii trwa od 2011 roku i cały czas narasta na sile. Wojna domowa, w którą przerodziło się powstanie przeciw reżimowi syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada, była na rękę najbogatszej organizacji terrorystycznej świata, ISIS. I tak Państwo Islamskie rośnie w siłę.
Właśnie dlatego w dużej części kraju kontrolowanej przez terrorystów, którzy zajmują Syrię, małe dzieci są coraz częściej wykorzystywane do walki. Uczy się je, jak korzystać z broni. Szantażuje i siłą zmusza do przejścia na stronę wroga. I tak niewinni kilkulatkowie stają się narzędziem w rękach zwyrodnialców. Ostatnio terroryści opublikowali nagranie, na którym widać, jak chłopiec w mundurze wojskowym wykonuje wyrok śmierci na przetrzymywanym przez terrorystów więźniu. Ten chłopiec to także ofiara wojny.