Upadek, rozczłonkowanie, rozkład - w tych kategoriach należy postrzegać sytuację, w jakiej po wyborach prezydenckich znajduje się SLD. Leszek Miller postawił wszystko na jedną kartę - na Magdalenę Ogórek. Teraz przyjdzie mu zapłacić cenę za jej spektakularną porażkę. Sztab wyborczy już zdążył odciąć się od swojej kandydatki. Co zrobi Miller, którego los na czele partii wisi na czymś cieńszym niż włosek?
Miała być czarnym koniem tych wyborów, a wyrasta na kogo w rodzaju "Konrada Wallenroda SLD". Magdalena Ogórek miała wyprowadzić SLD z politycznego kryzysu, tymczasem swoim wynikiem w wyborach - 2,4 proc. - posłała je, a szczególnie Leszka Millera na samo dno!
W SLD reakcja była więc natychmiastowa. Już w poniedziałek rano sztab wyborczy kandydatki SLD... odciął się od Magdaleny Ogórek. Jej rzecznik, Tomasz Kalita przekonywał, że "decyzje o odejściu od lewicowych postulatów Ogórek podjęła sama, zaś jej współpracownicy nie mieli wpływu na decyzje".
Kalita wytyka błędy kandydatce SLD i zapewnia, ze większość decyzji podjęła ona samodzielnie.
My, jako sztab wyborczy staraliśmy się wspierać, natomiast to kandydatka podejmowała decyzje i stała na czele kampanii
oświadczył Kalita, który - ciężko oprzeć się wrażeniu - całą winę zrzuca na kandydatkę.
SLD w wyborach prezydenckich uzyskało najgorszy wynik w swojej historii, nad czym ubolewał m.in. Aleksander Kwaśniewski.
Bardzo mi smutno. Tu stało się bardzo źle. Takiego wyniku SLD nigdy nie miało. Jest blisko miejsca, które nazywa się dnem
stwierdził w RMF FM były prezydent.
Ogórek po wyborczej klęsce: