A jednak! Andrzej Biernat, mimo zapewnień, że nie skłamał w oświadczeniach majątkowy, nie umie wyjaśnić CBA, skąd wziął pieniądze na swój luksusowy samochód. Kontrola śledczych wykazała, że minister sportu nie miał prawa mieć pieniędzy na tak drogi wóz. Skąd zatem znalazły się one w kieszeni polityka?
Andrzej Biernat od trzech lat jeździ nie byle jaką gablotą. Wypasiony Land Rover w wersji prestige kosztował co najmniej 250 tys. zł. To bogactwo ministra sportu zastanowiło śledczych z CBA, którym majątek polityka PO ni jak nie zgadzał się z deklaracjami w jego oświadczeniu majątkowym.
Jak pisze "Super Express" CBA zakończyło postępowanie w jego sprawie i wnioski są proste - Biernat nie miał prawa mieć tyle pieniędzy, by kupić samochód za ćwierć miliona złotych!
Pieniądze w żaden sposób się nie bilansują, a Biernat nie przedstawił racjonalnego wytłumaczenia, skąd je miał
mówi tabloidowi osoba znająca kulisy sprawy.
Biernat kupił auto w 2012 r. Agenci CBA odkryli, że w roku poprzedzającym zakup samochodu Biernat spłacił kredyt samochodowy na zakup innego auta, BMW X3, którym jeździł wcześniej. Mimo spłaty kredytu, na jego koncie pojawia się 160 tys. zł. A w 2012 r., kiedy kupował nowy luksusowy samochód, pieniędzy mu znowu przybywa - ma już 180 tys. zł
pisze "Super Express". Dziennik dodaje, że w trakcie kontroli CBA odkryło jeszcze jedną nieprawidłowość. Biernat posiada bowiem dodatkową działkę, której nie wykazał w oświadczeniu majątkowym. Przepisał ją na córkę, ale w dokumentach całą sprawę przemilczał. O tajemniczej działce Biernata już wcześniej pisał "Fakt".
Biernat - jak twierdzi "Super Express" - złożył zażalenie na niekorzystny dla siebie raport z kontroli.
Wszystko się bilansuje, czekam na odpowiedź od CBA na moje pismo. Jestem spokojny o końcowy efekt postępowania
przekonywał w rozmowie z tabloidem. Jeśli okaże się, że minister sportu skłamał - grożą mu nawet 3 lata więzienia.