Pech ale i nieodpowiedzialność Anny Grodzkiej. Posłanka doprowadziła do niegroźnej kolizji na jednej z ulic w Warszawie. Zamiast jednak wziąć za to odpowiedzialność... próbowała uciec z miejsca zdarzenia. Sprawa trafiła do sądu, a Grodzka może mieć poważne kłopoty.
Posłanka Anna Grodzka doprowadziła w piątek wieczorem do drobnej kolizji. Zmieniając pas ruchu, otarła się o inny samochód, uszkadzając karoserię i lakier. Co takiego mogło przytrafić się każdemu. Jednak posłanka Zielonych postanowiła uciec z miejsca zdarzenia - donosi "Super Express".
Musiałem ją gonić i zmusić do zatrzymania
mówi „Super Expressowi” kierowca z uszkodzonego przez Grodzką samochodu. Przez dłuższy czas jechał on za posłanką ulicami Mokotowa i na różne sposoby dawał jej znaki, by zjechała na pobocze. Grodzka nie miała jednak zamiaru się zatrzymywać. Mężczyzna dogonił posłankę dopiero na światłach. Tam wywiązała się awantura, a na miejsce przyjechała policja.
Funkcjonariusze ustalili, że Grodzka była trzeźwa. Nie umiała jednak wyjaśnić dlaczego odjechała z miejsca kolizji. Policjantom - jak podaje "Super Express" - nie udało się także ustalić z czyjej winy doszło do kolizji, więc sprawę będzie rozstrzygał sąd. Dla Grodzkiej może to oznaczać poważne kłopoty.