Legenda mówiąca, że szlachta to Sarmaci, którzy przybyli z daleka, by rządzić ciemnym ludem, definiuje antydemokratyczną świadomość większości polskich elit. Dmowski, Piłsudski, Gomułka i ich środowiska niewiele się pod tym względem różnili od Kaczyńskiego, Balcerowicza, Komorowskiego, Dudy, Millera i ich partyjnych kolegów.
Fundament politycznej sarmackości stanowi przekonanie, że lud jest genetycznie bezrozumny i niezdolny do dobrego decydowania o własnym losie. Mesjanistyczna sarmacka elita wie, co dla niego dobre, a on tego nie pojmie. Żeby się nie rozbrykał i sobie nie szkodził, trzeba go straszyć, łudzić, zabawiać, mamić, przekupywać itd. Nie warto niczego tłumaczyć i nie ma sensu słuchać, bo nic mądrego nie powie.
W takim ujęciu demokracja służy tylko rozładowaniu emocji ludu, a próby samoorganizacji (związki zawodowe, ruchy społeczne itp) budzą popłoch i są tłumione. Podobnie jak politycy myślą zwykle polscy szefowie, twórcy, lekarze itd. To sprawia, że nie tylko demokracja gorzej w Polsce działa, ale też gospodarka, nauka, służba zdrowia, szkoła czy samorząd.