Wizyta Bronisława Komorowskiego w Toruniu skończyła się nie lada awanturą. - Nie miałem złych intencji, to miała być rozmowa - tłumaczy się Remigiusz Dominiak, który usłyszał zarzut usiłowania czynnej napaści na prezydenta. Mężczyzna podbiegł do Komorowskiego, wymachując rękami. Reakcja BOR i policji była błyskawiczna. Ale czy słuszna?
34-letni Remigiusz Dominiak przekonuje, ze nie miał złych zamiarów i usiłował jedynie porozmawiać z Bronisławem Komorowskim o ruchu antyaborcyjnym z którym sympatyzuje. Przyznaje, że nie wiedział, że jego podbiegnięcie do prezydenta zostanie odebrane jako atak.
Nie miałem złych intencji, to miała być rozmowa (...) Myślałem, że to wygląda normalnie, że to dobiegnięcie nie jest niczym złym, tym bardziej, że u góry miałem ulotkę. (...) Padły moje słowa: panie prezydencie. Miała się potoczyć rozmowa (...), ale tak się nie stało
mówi Dominiak w rozmowie z TVN24. Mężczyzna został zatrzymany podczas burzliwego spotkania wyborczego Komorowskiego na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego w Toruniu. Został oskarżony o usiłowanie czynnej napaści na prezydenta.
Zostaliśmy poinformowani, że prezydent wjedzie tylnym wejściem, banery przesunięto, (…), a jeszcze się nie zdążyłem się zaaklimatyzować do nowego miejsca, wybrałem takie miejsce, w którym stał funkcjonariusz. Nie miałem złych intencji, miał to być rozmowa
tłumaczył dalej "zamachowiec", któremu grozi 5 lat więzienia. Na razie zastosowano w jego wypadku dozór policyjny i poręczenie majątkowe.
Zatrzymanie mężczyzny, który zaatakował Komorowskiego w Toruniu: