Ubolewał, że 14-latkom za uprawianie seksu grozi poprawczak, relacjonował prześmiewcze "obchody" katastrofy smoleńskiej (z pieczoną kaszanką, ziemniakiem w keczupie i "zimnym Lechem") a Jana Pawła II nazywał "późnosłowiańskim świętym o 400 twarzach".
Dzisiaj to on ma być twarzą - nowej lewicy. Prześledziliśmy artykuły Andrzeja Rozenka z czasów, gdy ten pracował w piśmie Jerzego Urbana "NIE".
Andrzej Rozenek (do niedawna Ruch Palikota) wraz z Grzegorzem Napieralskim (do soboty SLD) postanowili utworzyć nową, lewicową partię polityczną, która nazywa się "Biało-Czerwoni". O ile Napieralski raczej nie wyobrażał sobie życia bez polityki, to Rozenek przebąkiwał o powrocie do tygodnika "NIE", w którym pracował w latach 1997-2011, przez długi czas będąc wicenaczelnym skandalizującego pisemka. Postanowiliśmy sprawdzić, co lider nowej partii pisał w tygodniku Urbana. Dla wielu są to rzeczy po prostu szokujące.
Zacznijmy od seksu. W artykule "Kochasz to posiedzisz" opublikowanym w 2008 roku Rozenek pisał: "Każdą 14-letnią dziewczynę lub chłopaka można wysłać do poprawczaka, jeśli uprawia seks. Nie musi być to pełny stosunek płciowy. Wystarczą tzw. inne czynności seksualne, np. już w podstawówkach powszechnie uprawiane pieszczoty zwane pettingiem. Ustawodawca oszalał? Nie. Był brakorobem" - denerwował się dziennikarz.
Dalsza część artykułu to wywód sprowadzający się do konkluzji, że dzieciaki poniżej 15 roku życia uprawiają seks (albo niewinny petting), więc przepis mówiący o obcowaniu płciowym z dziećmi powinien być zmieniony. Rozenek powoływał się m.in. na listy zamieszczane w pismach "Bravo" i "Bravo Girl". Na przykład takie: "Podoba mi się chłopak, mój przyjaciel, ale on ma 22 lata. Podoba mi się już pół roku... Nie wiem co robić, żeby nie traktował mnie jak małą dziewczynkę! - Samanta, 13 lat."
Rozenek konkludował: "Istnieje rozdźwięk między przyjętymi wśród młodych normami obcowania a katolicką pruderią, która cechuje nielewicowych polityków". I stwierdzał, że w świetle "chorego kodeksu karnego" opowieści "młodszych nastolatków" czyta się "jak przyszłą kronikę kryminalną".
Szokujące? Dla czytelników "NIE" pewnie nie bardzo. Dla reszty świata - pewnie jednak tak. Były też wulgarne żarty z tragedii smoleńskiej. Rozenek z entuzjazmem opisywał wydarzenia z III Zlotu Forum "NIE". Odbył się on w pierwszą rocznicę katastrofy w Smoleńsku. Tytuł artykułu: "Tupolewaj".
Jak bawili się forumowicze "NIE". Kilka cytatów z Rozenka:
"Uczestnicy zlotu uroczyście sadzą symboliczną brzozę smoleńską. Tuż przy niej spontanicznie powstaje artystyczna instalacja złożona z pogiętego aluminium. Ktoś dokłada ziemniaka w keczupie."
"Uczestnicy zmagają się z kalamburami smoleńskimi. Jak narysować czarną skrzynkę? Jak na kartce stworzyć mgłę? Bezkonkurencyjne okazują się Sowieckie Pachołki."
"Uczestnicy zlotu w skupieniu maszerują z pochodniami na ognisko. Tam czeka na nich pieczona kaszanka, kiełbaski oraz zimny 'Lech'."
Reszta artykułów to już właściwie standard. Sporo tu utyskiwania na "rusofobię" Polaków, trochę materiałów "śledczych", wywiad z Markiem Dukaczewskim. Nie mogło zabraknąć tekstu o Janie Pawle II, ulubionym obiekcie kpin Jerzego Urbana. Recenzja książki o pomnikach papieża zatytułowana została przez Rozenka "Późnosłowiański święty o czterystu twarzach".
"A rzeźba ze Smolnicy? Postać całkiem ładnie wyrzeźbiona przez znanego artystę Jana Śliwkę, tylko czemu ucięta na wysokości... genitaliów? Zabrakło szmalu na całą rzeźbę, czy też zamawiający uznali, że to, co ważne w Wielkim Pielgrzymie, występuje od krocza w górę?" - drwił Rozenek.
Lider nowej lewicowej partii wyznał w 2013 roku rozmawiając z Gazetą Wyborczą, że praca w "NIE" była największym marzeniem jego życia. "Urban prywatnie jest szalenie ciepłym, dowcipnym człowieku, i, co ważne, sprawiedliwym szefem" - mówił Rozenek.
Zamiast jednak wrócić do ukochanej redakcji, Andrzej Rozenek postanowił wspólnie z Grzegorzem Napieralskim zbawiać polską lewicę.
ŁW/AC