Jaka przyszłość czeka nasz glob w roku 2016? Wielokrotnie na ten temat wypowiadają się analitycy ale może warto popytać też kogoś kto przyszłością zajmuje się zawodowo? Na przykład - autora Science Fiction? "ABC" rozmawia o przyszłości z pisarzem Marcinem Przybyłkiem.
Arkady Saulski: Gdy ostatni raz rozmawialiśmy największym zagrożeniem wydawał nam się jakiś spadek na Wall Street lub tąpnięcie gospodarcze w Chinach. Teraz mamy agresywną Rosję, Państwo Islamskie oraz kryzys imigracyjny w UE. Czy według Ciebie sytuacja w tym roku się poprawi?
Marcin Przybyłek: Należałoby się przyjrzeć słowu „poprawi”. Co ono oznacza? Domyślam się, że chodzi Ci o spokój, stabilizację i poczucie bezpieczeństwa zwykłych obywateli? A kogo to obchodzi, Arkady? Obchodzi to Ciebie, mnie i innych zwykłych ludzi. Lecz niezwykłych ludzi, tych, którzy pociągają za nici poruszające światem – nie. Patrząc z ich perspektywy, sytuacja idzie ku lepszemu. Bliski wschód się zdestabilizował dając przewagę Izraelowi. Jeśli nie da się tam wyciągnąć ropy czy gazu, to można poprowadzić wojnę, a na niej się zarabia (kraje pieniądze wydają, ale kogo obchodzą kraje, gdy światem rządzą korporacje?), Putin zagraża Ukrainie i krajom nadbałtyckim, no cudnie. Kasparow w książce „Winter is coming” ostrzega, że Estonia i Łotwa mogą być przejęte przez niedźwiedzia, a przypomnijmy, że szachista przewidział agresję na Gruzję i Ukrainę, więc ma intuicję, a że rozumie, że Putin rozłożył rosyjską gospodarkę, musi opierać władzę na konfliktach. Armię ma wielką, więc będzie opierał. Rozbicie Unii Europejskiej to podobno jego naczelny cel. Tak twierdzi Kasparow. Nie rozumiem, dlaczego mogłoby mu na tym zależeć, może chodzi o sankcje, które jakoś go dotykają. Generalnie dopóki są wojny i konflikty, biznes się kręci. Więc „się poprawia”. Zastanawiam się, w jakim układzie zacząłby się opłacać pokój i trudno mi znaleźć uzasadnienie dla takiego biznesu. To, że w Europie nie ma wojny od tak długiego czasu, jest cudem (no jednak była, w Jugosławii, nie zapominajmy). Ale płacimy za to wielki dług – dosłownie. Widziałem ostatnio świetny film dokumentalny „Władca świata”. Cała treść to monolog gościa pracującego kiedyś w jednym z niemieckich banków. Człowiek ten krok po kroku opowiada, jak banki wykończyły Grecję i wykańczają dalej światowe gospodarki. Grecję załatwiły Banki. Nie „leniwi Grecy”. No więc, rozumiesz, jak już się elegancko zadłużymy na amen, trzeba będzie z nami zrobić „biznes” inaczej. Chyba, że weźmiemy przykład z Islandii.
Poprawmy sobie trochę humor - rok 2015 przyniósł też liczne nowe technologie. Czeka nas w kolejnych latach jakiś kosmiczny skok?
Czemu nie? Kamizelki kuloodporne z nanorurek węglowych będą odporniejsze od kevlarowych, a pewnie się przydadzą. Fascynują mnie możliwości oferowane przez nici pajęcze. Widziałem kozy dające 2% mleko. Te 2% to były białka tych nici. Dało się z litra takiego mleka wyciągnąć 3 metry pajęczej przędzy. Materiał z takich nici byłby wytrzymalszy od kevlaru i tylko trochę słabszy od tego z nanorurek, ale za to odporniejszy na rozciąganie. Nie liczyłbym na szybki skok, bo jednak te nici są wciąż strasznie cienkie, ale za jakiś czas pewnie zobaczymy pierwsze rezultaty. Podobno już za rok mają ruszyć badania kliniczne dotyczące zastosowania nanobotów z melityną – pszczelą toksyną, która niszczy wszystkie komórki, również rakowe. To by było miłe. Problem polega na tym, że takie nanoboty można wstrzyknąć na razie tylko do krwi, a poruszanie się tak małych drobin w płynącej i gęstszej cieczy jest problematycznie. Już wymyślili mechanizm „korkociągowy”, dzięki któremu pływają, „wkręcają się” w ciecz, ale problemów będzie jeszcze sporo. Łatwiej operować nanobotem w gałce ocznej i spodziewam się, że za kilka lat pojawią się skuteczne procedury nanobotowej operacji na oku – np. usuwające zatory w naczyniach siatkówkowych. No, w ciągu kilku lat pojawią się grafenowe komputery. Szybsze, mniej się grzejące, lepsze. To będzie skok. Ekscytuje mnie wiadomość o odkryciu fal grawitacyjnych. Jest to w zasadzie odkrycie grawitonu, bo fala jest cząstką – z pewnego punktu widzenia. Jeśli złapią wreszcie korpuskułę „za tyłek”, może się okazać, że w ciągu dekady pojawią się pierwsze aparaty pokazujące figę przyciąganiu ziemskiemu. O, to by wywróciło cały świat do góry nogami. Latające samochody, dźwigi, obywatele…
Czy według Ciebie kosmiczne technologie mogą zmienić, może poprawić, stan światowej gospodarki?
Arkady, jak Ty czy ja byśmy się tą gospodarką zajęli – pewnie tak. Na razie, jak wiesz, mamy antygospodarkę światową, marnującą zasoby i wyrzucającą śmieci tuż pod drzwiami. Jeśli uda się okiełznać grawitację, kosmos stanie otworem, a skoro tak, będzie można się w nim obłowić.
Jak zapatrujesz się na pomysły, takie jak te rządu Luksemburga - przemysłowego wykorzystania pasa asteroid? To w ogóle możliwe w ciągu najbliższych dekad?
W tym pasie może być sporo rzadkich metali. W ogóle mamy niezwykłe szczęście, że mieszkamy na Ziemi. Myślę, że większość ludzi nie docenia faktu mieszkania na tej planecie, w tej części Galaktyki. Spójrzmy w kosmos. Inne planety są fajne wizualnie, ale mieszkać się na nich nie da. Wieje, zimno albo gorąco i promieniowanie jak cholera, o przyciąganiu nie wspominając (vide Jowisz, który rozrywa komety, które chcą w niego uderzyć). Poza tym zwykłe słońce tworzy pierwiastki do żelaza. Wyżej nie. My mamy tu złoto i inne cuda. Ergo, posiadamy rzadkie w kosmosie rzeczy powstałe w wyniku eksplozji supernowej typu II. W asteroidach może być tego dużo więcej. Ziemia też to ma, ale pod skorupą. Niewygodnie grzebać się w płaszczu. Asteroidy sią wychłodzone i nieduże. Brać i się cieszyć. Najkosztowniejsze jest rzecz jasna wydostanie się na orbitę. Tu jest problem. Więc albo poradzimy sobie na sposób grawitonowy, albo znajdziemy bardziej efektywne źródło energii od paliwa rakietowego. Najchętniej widziałbym wykorzystanie tzw. energii latentnej przestrzeni. Nie wiem, czy wiesz, ale teoretycznie rzecz biorąc ułamek milimetra zwykłej przestrzeni posiada nieprawdopodobnie wielką energię. Tak olbrzymią, że wyzwolona zmiotłaby z kosmosu całe grupy galaktyk. Nie mam pojęcia, jak ją wykorzystać, ale gdyby komuś się udało, można by czerpać energię niemal dosłownie z niczego…
Na sam koniec - zapytam cytatem: "Kiedy będzie lepiej?"
Arkady, poważnie pytasz? W Afryce jest, jak było, w Bangladeszu też, media nas karmią słusznymi wojnami i terrorystami, a prywatne przedsiębiorstwo non profit, walczące wiele lat z koncernami produkującymi amerykańskie meble, protestujące przeciwko zawartym w tapicerkach substancjom chemicznym spowalniającym palenie (toksycznym) co wywalcza po latach zmagań? To, że „w meblach dla dzieci substancje te nie muszą być zawarte”, jeśli zaś chodzi o meble dla dorosłych, klienci ci „mają prawo zapytać, czy w towarze substancje te się znajdują”. Kiedy będzie lepiej, pytasz? Już wiem. Już wiem. Pamiętasz ten odcinek Asterixa, w którym Rzymianie próbowali wykończyć Galów wprowadzając gospodarkę rynkową? Prawie im się udało, prawda? No więc lepiej będzie, gdy gospodarkę rynkową trafi szlag.
Rozmawiał Arkady Saulski.