Szukanie odpowiedzi na pytanie, czy to widzowie najpierw zażądali od telewizji odmóżdżającego chłamu, czy też to kierownictwa największych stacji postanowiły „zaryzykować” i na taki chłam przed laty postawić, nie przynosi sensownych efektów. Kura tłumaczy, że wzięła się z jajka, ono zaś odpowiada, że zniosła je kura. A nam biednym zewsząd nędza.
Nędza – bo inaczej tego nazwać nie sposób. Od wielu sezonów ekrany telewizorów wypełniają kolejne szoły z gwiazdami, których nazwiska nic nikomu nie mówią. Jedne tańczyły jak szalone, inne udawały cyrkowców, łamiąc sobie kości i kariery, kolejne jeździły na pupach po lodzie tylko po to, by pewna znana blondynka mogła z nich porechotać, trzęsąc dekoltem. Dziś celebryci skaczą do wody, oceniani przez wielką pływaczkę, peszącą się (i słusznie) każdą wypowiedzianą głupotką, znanego komentatora radiowego, który w telewizji zmienia się we własną karykaturę, wreszcie podporę sceny narodowej, dla której autorzy „Celebrity Splash” napisali rolę tak niedobrą, że fani powinni ją natychmiast z tej pływalni uprowadzić.
A „gwiazdy” w rodzaju otumanionego nie tylko własną tuszą „rolnika szukającego żony”, anonimowej „wokalistki, która zawojowała internet” czy telenowelowych aktorów? Jak to nad wodą – paradują przed kamerami w kąpielówkach, które co rusz zsuwają im się z czterech liter, i to nie tylko w przenośni, ale i zupełnie dosłownie.
Co dalej? Może wypuszczenie wody? „Przed państwem wielka gwiazda, autor przeboju >>Żegnaj miła<< Hawier Piprztyński. Wykona salto z półobrotu do pustego basenu… Łał, to było niesamowite! Co na to jurorzy? Hawier? Halo, słyszysz nas? Aha… Dostaję właśnie komunikat, że zrezygnował z udziału w dalszej części programu. No, nic, kochani, lecimy dalej…”.