Kiedy wspominam to koszmarne złamanie łokcia, pierwsza myśl, jaka mi przychodzi do głowy, to jest: Gruzja! Wracam na starcie z rywalem, z którym doznałem kontuzji, bez strachu. Powiem więcej: mam przeczucie, że będzie bardzo dobrze. Grunt to ich napocząć. Z tym mamy problem. Zanim strzelimy pierwszego gola, to się męczymy. A jak już wpadnie, to gramy swoje i idzie z górki. Myślę, że naszym atutem są też stałe fragmenty gry - mówi tygodnikowi „ABC” Kamil Grosicki, skrzydłowy Stade Rennais.
Gruzini są nieprzyjemni, na pewno nie można uznać ich za ogórki tak jak tych z Gibraltaru. Kilku gra w dobrych klubach. Kankawa w Dnipro, które grało w finale Ligi Europy, a Mchedlidze strzela gole w Serie A we Włoszech dla Empoli. Ale można z nimi grać. Tych obrońców to trzeba po prostu bujnąć raz i drugi. A jak już się bujnie, to najlepiej, aby złapał żółtą kartkę. Wtedy gra już delikwent na ogromnym ryzyku
analizuje „Grosik” i podkreśla, że nie boi się konkurencji.
Teraz mamy całą grupę fajnych skrzydłowych, jest Peszko, Rybus, wrócił Kuba, no i ja jestem. Mam nadzieję na pierwszy skład, bo przecież jak wyjeżdżałem ostatnio z reprezentacji, to byłem podstawowym. Ze mną w składzie zdobyliśmy 10 punktów. Jak dobrze pójdzie, to trener może znaleźć miejsce dla nas wszystkich. Rybus może zagrać w obronie. Ja jestem uniwersalny. Kiedy grałem w Turcji, występowałem także jako lewoskrzydłowy albo bliżej napastnika
dodaje. Po kontuzji w swoim Stade Rennais w silnej francuskiej League 1 Polak w końcówce sezonu grał systematycznie. W sześciu ostatnich meczach przebywał na boisku już bardzo długo.
Chcesz zobaczyć jak Polacy przygotowali się do meczu z Gruzją? Siegnij po najnowsze wydanie Tygodnika "ABC"!