To Ewa Kopacz zmusiła ministrów do dymisji. Wbrew jej deklaracjom, odwołani politycy wcale nie złożyli swoich teczek w trosce o losy Polski i rządu. Co więcej, Kopacz domagała się także dymisji od szefa CBA, Pawła Wojtunika. Dlaczego do niej nie doszło?
Ogłaszając dymisje trzech ministrów - Bartosza Arłukowicza, Andrzeja Biernata, Włodzimierza Karpińskiego - oraz czterech wiceministrów, Ewa Kopacz przekonywała, że złożyli oni swoje funkcje w trosce o dobro Polski i rządu. Okazuje się jednak, że wcale nie jest to prawdę.
Jak pisze "Rzeczpospolita", była to decyzja samej szefowej rządu, która ratując fatalne notowania i atmosferę do koła PO, postanowiła "pozbyć się balastu", czyli polityków uwikłanych w aferę podsłuchową i od dawna znienawidzonych przez Polaków - jak w przypadku Arłukowicza. Kopacz musiał zmusić ministrów do dymisji, bo sami nie chcieli podjąć tej decyzji od roku.
To bardzo dobry ruch. Kopacz wreszcie zrzuca balast. Musi się odciąć od afery taśmowej i uciec do przodu. Teraz czas na nowe twarze w rządzie
mówi "Rz" jeden z bliskich współpracowników Kopacz. Co więcej, środowisko szefowej rządu od kilku tygodni miało ją namawiać do zdymisjonowania kilku ministrów. Informacje te potwierdza także "Dziennik Gazeta Prawna". Początkowo jednak ten wariant miał być uznany przez PO za zbyt radykalny. Osoby bliskie Ewie Kopacz przekonują także, że płaci ona za aferę, której nie chciał wyjaśnić Donald Tusk i jest to również cena, którą musiał zapłacić Bronisław Komorowski.
Natomiast "Gazeta Wyborcza" donosi, że w szale dymisji szefowa rządu zażądała także położenia głowy pod topór przez Pawła Wojtunika. Szef CBA miał się jednak sprzeciwić, bo jego kadencja kończy się dopiero za cztery lata. Kopacz nie ma zaufania do Wojtunika, bo również dał się podsłuchać podczas rozmów w restauracji z Elżbietą Bieńkowską, a co więcej, CBA współpracowało z Markiem Falentą, jako tajnym informatorem.
Kopacz ogłasza dymisje w rządzie: