Tu może być podobnie. Podobno premier Ewa Kopacz przeprowadziła czystkę w rządzie i okolicach za radą samego Donalda Tuska. Były premier kiedyś takimi dramatycznymi ruchami gasił pożary we własnym obozie całkiem skutecznie.
Jednak Tusk nie miał sposobności albo chęci powiedzieć następczyni, że wszystko ma swój czas. Usunięcie ludzi skompromitowanych taśmami u początków jej rządów dawałoby szansę na wygraną. Nawet po porażce Bronisława Komorowskiego spektakularne pozbycie się kilku postaci, niekoniecznie tylko z powodu tej jednej afery, i przeproszenie Polaków za arogancję władzy, byłoby wistem odważnym i obiecującym.
Ale wtedy Kopacz i liderzy PO utrzymywali, że może mają kłopot ze zniechęconą młodzieżą czy mieszkańcami ściany wschodniej, ale problem Polaków zniesmaczonych ośmiorniczkami jest w dużej mierze wymyślony. Tymczasem teraz pani premier przeprosiła tylko wyborców swojej partii, ale przede wszystkim zrobiła to za późno.
Problem odkładał się w podświadomości Polaków. Teraz Zbigniew Stonoga przypomniał i o starych taśmach, i o nowych, dopiero wiszących nad głową tej ekipy. Te nowe mogą skutecznie odwrócić uwagę od jakichkolwiek prób przeciwdziałania. Wyzierają z nich chyba poważne historie, choćby o patologicznym wpływie biznesu także na tę ekipę.
Kilka podsłuchanych zdań socjalistycznego premiera Węgier otworzyło Orbanowi drogę do wieloletniej władzy. Tu może być podobnie. Przypomina to prostą i krzepiącą z punktu widzenia demokracji prawdę: teflonowość, odporność na kompromitację bywa czymś pozornym. Zarazem Platforma dzisiejsza ma już w rezerwie niewiele nowych atutów. Czy idzie w zaparte, czy przeprowadza spóźnione akcje ekspiacyjne, pogarsza tylko złe wrażenie. Jest jak ktoś, kto im bardziej się szarpie, tym bardziej jest duszony sznurem.
Podobne widowisko dotknęło już AWS w roku 2001 czy SLD w latach 2004–2005, ale tu proces erozji następuje wyjątkowo szybko. Z tego punktu widzenia małe znaczenie ma kto zostanie ministrem na cztery miesiące to już nic nie zmieni w wizerunku tej ekipy. Zresztą ona nadal broni się niezbyt udolnie. Gdyby było inaczej, czyż Stefan Niesiołowski reagujący niezmiennie mamrotaniem, że nic się nie stało, byłby puszczany przed kamery? A jest puszczany, chociaż silna, scentralizowana partia ukryłaby go w mysiej dziurze.