Jeszcze za mną zatęsknicie – zdaje się grozić Tomasz Lis, niczym córka pani ekspremier Ewy Kopacz. Nie, Tomasz Lis nie wyjeżdża. Wieszczy złowróżbnie i samodzielnie swoje niechybne wydalenie z Telewizji Polskiej. I dumnie wypina się niczym do znanego w pewnych kręgach salonowca. Pamiętają państwo tę scenę z „Rejsu”, gdy Stanisław Tym gra w dupniaka z Andrzejem Doboszem?
„Nie mogę być równocześnie twórcą i tworzywem. Mam chyba prawo wyboru” – mówi Dobosz – filozof. „Oczywiście. Proszę” – odpowiada Tym – kaowiec i ustawia się grzecznie do salonowca. Klaps.
„Pan” – wskazuje Tym na Dobosza, ten potwierdza i grzecznie odwraca się po klapsa. Dostaje raz w cztery litery. „Pan” – filozof wskazuje na Tyma. „Nie” – odpowiada Tym i zaprasza Dobosza na kolejnego klapsa. „Ja!” – ratuje się filozof po kolejnym chlaście. „Nie pan, więc ja” – wyjaśnia zdziwionemu Tymowi – kaowcowi.
Pozostawiając na boku tym razem fakt, doskonałej alegorii PRL-u, mam wrażenie, że Lis Tomasz zaczął właśnie w salonowca grać. I kreuje się ile sił w wysportowanych podczas maratonów piersiach na filozofa. Tu klaps, tam klaps. „Jeśli nie oni mnie po czterech literach, to pewnie ja – bo kto. Bo tylko oni i ja na tym statku płyniemy i nawet bywam równocześnie i twórcą, i tworzywem…”. Eeeee, skąd. Wypadałoby machnąć ręką za Tymem.
Skoro bowiem Lis Tomasz chętnie tak najpierw o swym życiu rodzinnym na lewo i prawo sam opowiada, niech się nie dziwi, że mu o tym życiu poplotkują inni. Takie prawo bytu celebryty, gwiazdy mediów publicznych i prywatnych. Wiedzą o tym aktorzy, piosenkarze – niech wie i prezenter. Nie wypada się dziwić, gdy dostanie zdrowego klapsa od internetowych kaowców. Jeśli sam się po klapsa wypina, to – jak mawiają na szkolnych boiskach – jego wina. Powiedzonka przy Tomaszu Lisie można zresztą mnożyć w nieskończoność, bo i to o wilku, co go powieźli, pasuje, i o Tomku, co mu wolno w swoim domku.
Jedno jest pewne – będzie się Tomasz Lis kreował za chwilę na ofiarę kaowców, pisowców i pewnie jeszcze 37,58 procent Polaków. A prawda jest taka, że sobie tego klapsa, który zapewne nastąpi niechybnie, sprawi osobiście. I jako twórca, i jako tworzywo. Bo jeśli nie on, to kto?
Maciej Wośko